6 stycznia 2013

Wędrowcy

Mała dziewczynka w czerwonym płaszczyku ciągnie mamę za rękę. Zmęczona, cichutko pyta: "Czy długo jeszcze będziemy szły, mamusiu?".
Mama z troską w głosie odpowiada: "Córeczko, jeszcze długa droga przed nami".
- Ale ja już jestem bardzo zmęczona i nie mam już sił iść dalej - odpowiada coraz bardziej poirytowana mała.
Mama, kobieta o brązowych ciepłych oczach przystaje, kuca i patrząc na rozzłoszczoną twarzyczkę swojej córeczki mówi: "Wiem kochana, że jesteś zmęczona, ja też. Ale proszę nie poddawaj się, tylko idźmy dalej. Za jakiś czas przystaniemy, odpoczniemy, nabierzemy nowych sił do dalszej wędrówki - zamilkła na chwilę, po czym mówiła dalej - Wiesz córeczko, jesteśmy takimi wędrowcami jak Trzej Królowie, którzy niestrudzenie podążali za gwiazdą, by u kresu drogi spotkać nowonarodzonego Jezuska. Ich droga była długa i trudna, zupełnie jak nasza. Tak jak ty odczuwali zmęczenie, ale nie poddawali się, tylko po odpoczynku szli dalej, aż do celu swej wędrówki".
- Ale skąd oni mieli tyle sił, mamo? - zapytała spokojniejsza już dziewczynka.
- Maleńka, Trzej Królowie, tak jak i my szli ze świadomością, że pod koniec ich wędrówki spotka ich pewna nagroda. Dla nich było to spotkanie z małym Jezusem, a dla nas będzie to powrót do domu, do tatusia, babci i twojego braciszka. Cieszysz się na ich spotkanie, co?" - zagadnęła uśmiechając się mama.
- O tak, już nie mogę się doczekać, jak wrócimy do domu i ich zobaczę - krzyknęła rozbawiona dziewczynka, a po chwili szybko dodała: "To nie stójmy już tak, mamo, tylko chodźmy dalej, by jak najszybciej się z nimi spotkać".
Długa droga, usłana opadającymi z drzew liśćmi. Nie jest pusta, podążają nią dwie istoty. Ta starsza patrzy z uśmiechem na biegnący w podskokach przed nią czerwony płaszczyk.

Droga, a na niej ja. Ty. Do przebycia wiele kilometrów. Przystaję i patrzę przed siebie. Widzę wysoką górę, nie widzę jej szczytu, bo on daleko. Prowadzi na niego kręta, obsypana kamieniami  droga. Jestem zmęczona, ale nie poddaję się, tylko po małym odpoczynku idę dalej. A gdy zmęczenie będzie już tak ogromne, że ochota do dalszej wędrówki zniknie jak umykająca w las sarna, wiem, że Ty podasz mi rękę i pociągniesz za sobą. Nie pozwolisz mi tutaj zostać, nie pozwolisz mi się poddać.

Jesteśmy już na szczycie. Razem. Zmęczeni trudną wspinaczką padamy na rozłożony pled i z zachwytem spoglądamy na rozpościerający się u naszych stóp widok. Jest piękny. Zewsząd otaczają nas góry, odległe szczyty spowija lekka mgła. Bezkres przemawia do nas ciszą. Warto było pokonać siebie i swoje słabości, by tutaj być i doświadczać tej wolności. 
Siedzimy i popijając z termosu parującą kawę odpoczywamy i nabieramy sił do drogi powrotnej. 
Ta droga nie będzie już dla nas ciężka i zbyt długa. Bo prowadzi do domu.

Każda wędrówka ma swój cel. Również droga naszego życia. Wiem, że nie zawsze jest łatwa, lekka. Ale świadomość, że po trudach wędrówki spotka nas upragniona nagroda dodaje nam sił, a obietnica tej nagrody nie  pozwala nam się zatrzymać i zawrócić. A gdy nasze ciało odmówi nam już posłuszeństwa dobrze mieć przy sobie kogoś, kto nas pociągnie za rękę. Kto nie pozwoli nam się zatrzymać i poddać.

Zawsze jak wędruję w góry, mam świadomość, że nie będzie to zbyt przyjemna droga. Pomimo to idę, bo dla przeżytych tam na szczycie chwil wiem, że warto. Czasami odczuwam ogromne zmęczenie i mam ochotę zawrócić i być już w domu. Na szczęście to nie takie łatwe, bo jak się już weszło na górę, to trzeba z niej i zejść :) W góry nigdy nie chodzę sama. Dobrze wiem, że warto mieć obok siebie kogoś, kto w kryzysowych momentach poda mi pomocną dłoń, popchnie do przodu, wesprze dobrym słowem. 
Zupełnie jak  w drodze życia.

3 komentarze:

Nadwrażliwiec pisze...

Moja wędrówka do Boga była trudna. Ale to On mnie znalazł, swoją zagubioną owieczkę. Kto by pomyślał, że taka osoba jaką byłam jeszcze parę lat temu kiedykolwiek się nawróci? Czasem nachodzą mnie obawy, że ktoś odkryje moją przeszłość i będzie mi bruździć w życiu, wyciągając przy tym brudy z dawnych lat. Ale w takich chwilach mam ufność, że przecież Bóg moje grzechy mi przebaczył.
Myślę, że każde nawrócenie, przyjście do Chrystusa i oddanie Mu swojego życia jest cudem, tak jak cudem był pokłon pogańskich mędrców przed Nim. Oni Go poznali - ci "gorsi", poganie, może nawet w ogóle niewierzący. A nie poznali Ci, którzy sądzili, że wiedzą wszystko i ci, którzy co dzień bywali w synagogach. Jednak Pan Jezus nikogo nie wygania precz.
Pozdrawiam :)

Unknown pisze...

Dziękuję Zim za Twoje świadectwo!
Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz żałować wyboru, którego dokonałaś :)
Pozdrawiam ciepło :)

Iva pisze...

Dotto piękna notka, czytałam z zapartym tchem bo nigdy nie pomyślałam o takim porównaniu,choć masz rację, to tak samo jak nasze życie. Pięknie!! pozdrawiam cieplutko!

Prześlij komentarz

Wędrowcy

Mała dziewczynka w czerwonym płaszczyku ciągnie mamę za rękę. Zmęczona, cichutko pyta: "Czy długo jeszcze będziemy szły, mamusiu?".
Mama z troską w głosie odpowiada: "Córeczko, jeszcze długa droga przed nami".
- Ale ja już jestem bardzo zmęczona i nie mam już sił iść dalej - odpowiada coraz bardziej poirytowana mała.
Mama, kobieta o brązowych ciepłych oczach przystaje, kuca i patrząc na rozzłoszczoną twarzyczkę swojej córeczki mówi: "Wiem kochana, że jesteś zmęczona, ja też. Ale proszę nie poddawaj się, tylko idźmy dalej. Za jakiś czas przystaniemy, odpoczniemy, nabierzemy nowych sił do dalszej wędrówki - zamilkła na chwilę, po czym mówiła dalej - Wiesz córeczko, jesteśmy takimi wędrowcami jak Trzej Królowie, którzy niestrudzenie podążali za gwiazdą, by u kresu drogi spotkać nowonarodzonego Jezuska. Ich droga była długa i trudna, zupełnie jak nasza. Tak jak ty odczuwali zmęczenie, ale nie poddawali się, tylko po odpoczynku szli dalej, aż do celu swej wędrówki".
- Ale skąd oni mieli tyle sił, mamo? - zapytała spokojniejsza już dziewczynka.
- Maleńka, Trzej Królowie, tak jak i my szli ze świadomością, że pod koniec ich wędrówki spotka ich pewna nagroda. Dla nich było to spotkanie z małym Jezusem, a dla nas będzie to powrót do domu, do tatusia, babci i twojego braciszka. Cieszysz się na ich spotkanie, co?" - zagadnęła uśmiechając się mama.
- O tak, już nie mogę się doczekać, jak wrócimy do domu i ich zobaczę - krzyknęła rozbawiona dziewczynka, a po chwili szybko dodała: "To nie stójmy już tak, mamo, tylko chodźmy dalej, by jak najszybciej się z nimi spotkać".
Długa droga, usłana opadającymi z drzew liśćmi. Nie jest pusta, podążają nią dwie istoty. Ta starsza patrzy z uśmiechem na biegnący w podskokach przed nią czerwony płaszczyk.

Droga, a na niej ja. Ty. Do przebycia wiele kilometrów. Przystaję i patrzę przed siebie. Widzę wysoką górę, nie widzę jej szczytu, bo on daleko. Prowadzi na niego kręta, obsypana kamieniami  droga. Jestem zmęczona, ale nie poddaję się, tylko po małym odpoczynku idę dalej. A gdy zmęczenie będzie już tak ogromne, że ochota do dalszej wędrówki zniknie jak umykająca w las sarna, wiem, że Ty podasz mi rękę i pociągniesz za sobą. Nie pozwolisz mi tutaj zostać, nie pozwolisz mi się poddać.

Jesteśmy już na szczycie. Razem. Zmęczeni trudną wspinaczką padamy na rozłożony pled i z zachwytem spoglądamy na rozpościerający się u naszych stóp widok. Jest piękny. Zewsząd otaczają nas góry, odległe szczyty spowija lekka mgła. Bezkres przemawia do nas ciszą. Warto było pokonać siebie i swoje słabości, by tutaj być i doświadczać tej wolności. 
Siedzimy i popijając z termosu parującą kawę odpoczywamy i nabieramy sił do drogi powrotnej. 
Ta droga nie będzie już dla nas ciężka i zbyt długa. Bo prowadzi do domu.

Każda wędrówka ma swój cel. Również droga naszego życia. Wiem, że nie zawsze jest łatwa, lekka. Ale świadomość, że po trudach wędrówki spotka nas upragniona nagroda dodaje nam sił, a obietnica tej nagrody nie  pozwala nam się zatrzymać i zawrócić. A gdy nasze ciało odmówi nam już posłuszeństwa dobrze mieć przy sobie kogoś, kto nas pociągnie za rękę. Kto nie pozwoli nam się zatrzymać i poddać.

Zawsze jak wędruję w góry, mam świadomość, że nie będzie to zbyt przyjemna droga. Pomimo to idę, bo dla przeżytych tam na szczycie chwil wiem, że warto. Czasami odczuwam ogromne zmęczenie i mam ochotę zawrócić i być już w domu. Na szczęście to nie takie łatwe, bo jak się już weszło na górę, to trzeba z niej i zejść :) W góry nigdy nie chodzę sama. Dobrze wiem, że warto mieć obok siebie kogoś, kto w kryzysowych momentach poda mi pomocną dłoń, popchnie do przodu, wesprze dobrym słowem. 
Zupełnie jak  w drodze życia.

3 komentarze:

  1. Moja wędrówka do Boga była trudna. Ale to On mnie znalazł, swoją zagubioną owieczkę. Kto by pomyślał, że taka osoba jaką byłam jeszcze parę lat temu kiedykolwiek się nawróci? Czasem nachodzą mnie obawy, że ktoś odkryje moją przeszłość i będzie mi bruździć w życiu, wyciągając przy tym brudy z dawnych lat. Ale w takich chwilach mam ufność, że przecież Bóg moje grzechy mi przebaczył.
    Myślę, że każde nawrócenie, przyjście do Chrystusa i oddanie Mu swojego życia jest cudem, tak jak cudem był pokłon pogańskich mędrców przed Nim. Oni Go poznali - ci "gorsi", poganie, może nawet w ogóle niewierzący. A nie poznali Ci, którzy sądzili, że wiedzą wszystko i ci, którzy co dzień bywali w synagogach. Jednak Pan Jezus nikogo nie wygania precz.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Zim za Twoje świadectwo!
    Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz żałować wyboru, którego dokonałaś :)
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dotto piękna notka, czytałam z zapartym tchem bo nigdy nie pomyślałam o takim porównaniu,choć masz rację, to tak samo jak nasze życie. Pięknie!! pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń