20 września 2014

Przedszkolne dylematy

Wrzesień. Zaczął się totalny koszmar.
Dla mnie i dla mojego synka.

Przedszkole. Wydawało mi się (chyba błędne twierdzenie), że Synek bardzo dobrze odnajdzie się w nowej rzeczywistości, że sobie poradzi, a przede wszystkim miałam pewność, że tam znajdzie zrozumienie, jakąś tam pomoc w adaptacji i nie będzie porównywane do innych dzieci.

Pierwszy tydzień był niesamowicie ciężki. Ciągły płacz, wręcz (tak to nazwano) histeria. Nigdy nie zapomnę pewnego dnia, jak przyszłam Go odebrać. Wchodzę do jadalni, prawie dzieci jadły podwieczorek. Zobaczyłam mojego Synka jak siedzi cały otępiały, patrzy w jeden punkt, a jego smutne oczy i buźka pozostaną w mojej pamięci do końca życia. Gdy go delikatnie dotknęłam i zagadałam po imieniu - rzucił mi się na szyję i zaczął płakać. A ja razem z nim. Nie spałam kilka nocy, a przed oczami ciągle przewijał mi się ten obraz. 

Minął tydzień, sytuacja zmieniła się na diametralnie inną. Teraz przy odbiorze słyszę same negatywne rzeczy. Żadnych plusów. Mam wrażenie, że moje dziecko jako jedyne w przedszkolu sprawia problemy, a ja jako matka jestem najbardziej nieudolną wychowawczo matką.
Mój Synek między innymi zaczepia inne dzieci, rozsypuje zabawki, nie chce jeść samodzielnie, nie chce się samo rozebrać i ubrać, nie usiedzi w miejscu przez 2 godziny, bez powodu zaczyna krzyczeć, płakać i wpada w taką histerię, że podobno nie da się Go uspokoić. Generalnie nastawione jest na ciągłe NIE.
Oczywiście tylko moje dziecko się tak zachowuje. Inne są grzeczne, siedzą cicho, pięknie się bawią, pięknie (samodzielne) jedzą itp. 

W czym problem?
Nie wiem. Mam wrażenie, że niespełna 3-latek musi perfekcyjnie wszystko umieć zrobić, co tylko zażąda nauczycielka. Niedopuszczalny jest sprzeciw. W sumie to chyba nikt nie bierze pod uwagę tego, że wszystko na nie, to taka typowa postawa zbuntowanego 3-latka. A może się mylę?

Po ostatnim monologu wychowawczyni grupy mam mieszane uczucia. 
Zastanawiam się, czy takie krnąbrne zachowanie Synka nie wynika czasami z tego, że przeżywa trudne chwile związane z adaptacją w nowym środowisku (uważam, że ma do tego prawo), a może po prostu jest mówiąc prosto z mostu źle wychowane, nic nie potrafi i do niczego się nie nadaje. Tym bardziej do przebywania w grupie rówieśniczej? Odnoszę wrażenie, że to ja ponoszę za wszystko winę. 

Moje dziecko ciągle słyszy (nie ode mnie), że jest takie i owakie, że to robi źle, tamto źle, że tego jeszcze nie potrafi. Ciągle jest porównywane do innych dzieci. I nieistotne, że są one czasem niemal 8-10 miesięcy starsze od niego. A ja się zastanawiam, jak ma by grzeczne, skoro otrzymuje w stosunku do swojej osoby same negatywne przekazy?

Po ostatnim piątku mam ogromne wyrzuty sumienia, bo nie potrafiłam stanąć w obronie swojego dziecka. To nie nieprawda, że On taki po prostu jest, On taki bywa, ale chyba jak każdy trzylatek. W domu sam ładnie je, albo stara się to robić, jest pomocny, radosny, umie się sam ładnie i z innymi bawić, sam od siebie sprząta po sobie zabawki i ze stołu. Ale przecież to nieistotne, bo przecież w przedszkolu i tam gdzie nie czuje się najlepiej taki nie jest i zamienia się w diabełka. A nikt nie będzie wierzył matce, która zapewne nigdy nie będzie obiektywna w stosunku do swojej pociechy.

We wspomniany piątek Domiś stracił całą swoją radość życia. Szedł do domu smutny i w ogóle się nie odzywał, co jest zupełnie do niego niepodobne. W przedszkolu nic nie zjadł i potem w domu już do końca dnia również nic. Na nic nie miał ochoty. W nocy spał niespokojnie i płakał przez sen. 
Mam wrażenie, ze w ostaniach tygodniach mój Synek stał się innym dzieckiem.
Cały czas biję się z myślami, czy nie lepiej zabrać go z przedszkola, czy przeczekać jeszcze trochę.

Przyznaję szczerze, że czasami nie mam sił Go bronic przed osądami innych. I tak wiem, że każdy ma swoją teorię, a mój Synek już chyba do końca przedszkola będzie miał przyszytą łatkę niegrzecznego dziecka. I tylko przez taki pryzmat będzie oceniany. Jestem przerażona tym, że już w przedszkolu dziecko jest ciągle porównywane do innych, że nie ma miejsca na indywidualność, zróżnicowany charakter, temperament.

Po tych kilku tygodniach września jedno wiem na pewno. Że mój Synek jest najbardziej problematycznym dzieckiem w przedszkolu, a ja nie sprawdziłam się w roli mamy.

Przedszkolne dylematy

Wrzesień. Zaczął się totalny koszmar.
Dla mnie i dla mojego synka.

Przedszkole. Wydawało mi się (chyba błędne twierdzenie), że Synek bardzo dobrze odnajdzie się w nowej rzeczywistości, że sobie poradzi, a przede wszystkim miałam pewność, że tam znajdzie zrozumienie, jakąś tam pomoc w adaptacji i nie będzie porównywane do innych dzieci.

Pierwszy tydzień był niesamowicie ciężki. Ciągły płacz, wręcz (tak to nazwano) histeria. Nigdy nie zapomnę pewnego dnia, jak przyszłam Go odebrać. Wchodzę do jadalni, prawie dzieci jadły podwieczorek. Zobaczyłam mojego Synka jak siedzi cały otępiały, patrzy w jeden punkt, a jego smutne oczy i buźka pozostaną w mojej pamięci do końca życia. Gdy go delikatnie dotknęłam i zagadałam po imieniu - rzucił mi się na szyję i zaczął płakać. A ja razem z nim. Nie spałam kilka nocy, a przed oczami ciągle przewijał mi się ten obraz. 

Minął tydzień, sytuacja zmieniła się na diametralnie inną. Teraz przy odbiorze słyszę same negatywne rzeczy. Żadnych plusów. Mam wrażenie, że moje dziecko jako jedyne w przedszkolu sprawia problemy, a ja jako matka jestem najbardziej nieudolną wychowawczo matką.
Mój Synek między innymi zaczepia inne dzieci, rozsypuje zabawki, nie chce jeść samodzielnie, nie chce się samo rozebrać i ubrać, nie usiedzi w miejscu przez 2 godziny, bez powodu zaczyna krzyczeć, płakać i wpada w taką histerię, że podobno nie da się Go uspokoić. Generalnie nastawione jest na ciągłe NIE.
Oczywiście tylko moje dziecko się tak zachowuje. Inne są grzeczne, siedzą cicho, pięknie się bawią, pięknie (samodzielne) jedzą itp. 

W czym problem?
Nie wiem. Mam wrażenie, że niespełna 3-latek musi perfekcyjnie wszystko umieć zrobić, co tylko zażąda nauczycielka. Niedopuszczalny jest sprzeciw. W sumie to chyba nikt nie bierze pod uwagę tego, że wszystko na nie, to taka typowa postawa zbuntowanego 3-latka. A może się mylę?

Po ostatnim monologu wychowawczyni grupy mam mieszane uczucia. 
Zastanawiam się, czy takie krnąbrne zachowanie Synka nie wynika czasami z tego, że przeżywa trudne chwile związane z adaptacją w nowym środowisku (uważam, że ma do tego prawo), a może po prostu jest mówiąc prosto z mostu źle wychowane, nic nie potrafi i do niczego się nie nadaje. Tym bardziej do przebywania w grupie rówieśniczej? Odnoszę wrażenie, że to ja ponoszę za wszystko winę. 

Moje dziecko ciągle słyszy (nie ode mnie), że jest takie i owakie, że to robi źle, tamto źle, że tego jeszcze nie potrafi. Ciągle jest porównywane do innych dzieci. I nieistotne, że są one czasem niemal 8-10 miesięcy starsze od niego. A ja się zastanawiam, jak ma by grzeczne, skoro otrzymuje w stosunku do swojej osoby same negatywne przekazy?

Po ostatnim piątku mam ogromne wyrzuty sumienia, bo nie potrafiłam stanąć w obronie swojego dziecka. To nie nieprawda, że On taki po prostu jest, On taki bywa, ale chyba jak każdy trzylatek. W domu sam ładnie je, albo stara się to robić, jest pomocny, radosny, umie się sam ładnie i z innymi bawić, sam od siebie sprząta po sobie zabawki i ze stołu. Ale przecież to nieistotne, bo przecież w przedszkolu i tam gdzie nie czuje się najlepiej taki nie jest i zamienia się w diabełka. A nikt nie będzie wierzył matce, która zapewne nigdy nie będzie obiektywna w stosunku do swojej pociechy.

We wspomniany piątek Domiś stracił całą swoją radość życia. Szedł do domu smutny i w ogóle się nie odzywał, co jest zupełnie do niego niepodobne. W przedszkolu nic nie zjadł i potem w domu już do końca dnia również nic. Na nic nie miał ochoty. W nocy spał niespokojnie i płakał przez sen. 
Mam wrażenie, ze w ostaniach tygodniach mój Synek stał się innym dzieckiem.
Cały czas biję się z myślami, czy nie lepiej zabrać go z przedszkola, czy przeczekać jeszcze trochę.

Przyznaję szczerze, że czasami nie mam sił Go bronic przed osądami innych. I tak wiem, że każdy ma swoją teorię, a mój Synek już chyba do końca przedszkola będzie miał przyszytą łatkę niegrzecznego dziecka. I tylko przez taki pryzmat będzie oceniany. Jestem przerażona tym, że już w przedszkolu dziecko jest ciągle porównywane do innych, że nie ma miejsca na indywidualność, zróżnicowany charakter, temperament.

Po tych kilku tygodniach września jedno wiem na pewno. Że mój Synek jest najbardziej problematycznym dzieckiem w przedszkolu, a ja nie sprawdziłam się w roli mamy.