27 stycznia 2013

Fotoreportaż życia

Wolna chwila. Otwieram komputer w poszukiwaniu pewnych informacji. Są, znalazłam, teraz to takie łatwe. 
Na koniec zaglądam na popularny portal społecznościowy.
Strona powoli się ładuje, wczytują się zdjęcia, ostatnie aktywności znajomych... Co widzę? Nagiego niemowlaka, pluskającego się w wanience.W rączce nieporadnie trzyma szczoteczkę do zębów.. i "próbuje myć"  swoje pierwsze ząbki... Oczywiście pod zdjęciem mnóstwo "lajków" i setki przesłodzonych komentarzy w stylu 'ach, och...'

Rozkoszne? Piękne? Zachwycające? Cóż... Szczerze przyznaję, że dla mnie takie zdjęcia są po prostu żenujące. I jakoś nie mam w zwyczaju się nimi zachwycać, tym bardziej je komentować.
To nie tak, że nie wzruszam się widząc małe dzieciątko, czy piękną parę ślubującą sobie miłość na zawsze. To nie o to chodzi. Raczej o fakt "sprzedawania" niejako swojego życia całemu światu.

Niestety mam wrażenie, i ono coraz bardziej się pogłębia, że te nasze portale dla większości osób nie służą bynajmniej do utrzymywania wirtualnego kontaktu między sobą, ale przede wszystkim są źródłem, gdzie mogą pochwalić się wszystkim, w co ich życie obfituje. Oczywiście w samo dobro.

Fotoreportaż z życia często rozpoczyna się od ślubu. Czasem wcześniej, od zaręczyn. Obok zdjęć, możemy przecież umieścić odpowiedni komentarz odnośnie swego aktualnego stanu, cywilnego oczywiście ;)
A wiec tak.

Status: zaręczona, zaręczony. Wtedy, a wtedy. Obok widnieją zdjęcia cudownego pierścionka z wielkim brylantem! Wow! Wiadomość oczywiście idzie w wirtualny świat. A zdjęcia już po paru minutach zostają komentowane wielkimi słowami "Gratuluję!", "Kiedy ślub?" itp.
Jeżeli historia życia toczy się pomyślnie już niedługo na stronie danej osoby widzimy zmianę statusu i kolejne zdjęcia. Oczywiście nie muszę dodawać jakie. Oczywiste, ze ślubu. Pod nimi komentarze. 
Historia się powtarza, ale to nie konie przecie. Życie poza wirtualnym światem toczy się dalej.
Kolejne wpis. Podróż poślubna. Cudnie było, prawda? Trzeba to pokazać! 
Potem dłuższa cisza. A potem? Co widzimy? Zdjęcie z wielkim brzuszkiem. Ale to za mało. Lepiej wrzucic fotki zdjęc usg nienarodzonego dzieciątka. I tak miesiąc po miesiącu... aż do rozwiązania.
Kolejny wpis. Wtedy a wtedy, o tej godzinie, mierzący tyle a tyle, ważący tyle, a tyle...  I zdjęcia. A pod nimi oczywiście setki "szczerych" komentarzy i gratulacji.
Potem kilka dni ciszy, bo w rzeczywistym życiu tak różowo nie jest jak na zdjęciach w wirtualnym i trzeba dojśc do siebie i do sił. Ale cisza nie trwa znyt długo, bo oto.
Kolejny wpis. Pan X skończył właśnie n-ty dzień.. i się uśmiechnął. Wow! Niesamowite, trzeba się pochwalić. I zdjęcia. I komentarze w stylu 'ach, och..."
A potem to już z górki idzie. I co jakiś czas widzimy zdjęcia w stylu: mój pierwszy ząbek, moja pierwsza kąpiel, kupka, usiadłem, wstałem, zrobiłem pierwszy krok, pokazałem język, jestem na spacerku, na hustawce, na karuzeli, piję z butelki, jem chrupka, moje pierwsze urodziny.. i ble, ble, ble, ble...
Potem: pierwszy dzień w żłobku, w przedszkolu, w szkole, na studiach... ;)

No tak. To tylko pierwsze dziecko. W międzyczasie przychodzi kolej na drugie. Więc fotoreportaż zatacza koło. W międzyczasie zawsze są jakieś wakacje (najlepiej tam, gdzie inni jeszcze nie dotarli), romantycznie przeżyte walentynki, święta, sylwester, urodziny, imieniny, rocznice ślubu, poznania się, pierwszego pocałunku.. i co tam sobie wymyślimy... ;)

Często patrząc na te zdjęcia i te wszystkie ukazanie prawdy o życiu osobistym moich znajomych, zastanawiam się, w jakim celu wielu ludzi to wszystko tak publikuje. Po co?
Czy ważne jest aż tak, by pokazać wszystkim wokoło, jaka to ja jestem szczęśliwa. Co posiadam?
Czy nie lepiej to swoje szczęście, życie osobiste i rodzinne ukryć gdzieś przed światem i w ciszy domowego ogniska to szczęście pielęgnować i nim się radować? Ileż wtedy ono warte będzie!

Całe życie odnajdziemy w internecie, a  w realu nie ma będzie już miejsca na zaskoczenie, dobrą nowinę, zachwyt, niespodziankę...
Nie ma sekretów, tajemnic, tylko dla nas. Wszystko  uzewnętrznione, taki społeczny ekshibicjonizm. Szkoda.

Łatwo jest ukazywać to, co piękne, udane, ale co zrobimy, jak to szczęście pryśnie nam, jak bańka mydlana? Czy tak łatwo przyjdzie nam podzielić się tym smutkiem z całym światem?
Ciekawe kto odważy się wrzucić na portal foty z rozstania, rozwodu, choroby, śmierci... itp. Jak małżeństwo się rozpadnie, to czy będę mieć odwagę zmienić status z żonaty, zamężna na rozwiedziona/y? Chyba nie.
Wiec po co ta cała szopka? Mnóstwo zdjęć wrzuconych bezmyślnie na strony. Mnóstwo informacji sprzedanych całej rzeszy znajomych i nieznajomych.

Nie umiem sobie odpowiedzieć na to pytanie. Chyba dlatego, że w swoim życiu kieruję się zupełnie innymi zasadami i wartościami. Nie kreci mnie dokumentowanie całego mojego życia na łamach internetu.
Nie potrzebuję słów zachwytu, gratulacji, bo często mam wrażenie, że i tak są one wynikiem "owczego pędu", jak inni, to ja też, nieważne, że mam inne zdanie...

Czym dziś, w dobie internetu jest prywatność? Pustym słowem? Często niestety tak.
Ja prywatność i życie rodzinne bardzo sobie cenię. Nie chcę go sprzedawać w odcinkach, jak telenowelę całej rzeszy ludzi. Szczęście bywa ulotne, nie warto nim "szastać na prawo i lewo". Lepiej skupić się na jego pielęgnowaniu, a przede wszystkim na tym, by chronić go przed znieważaniem i zniszczeniem.

8 komentarze:

Jagna pisze...

Masz rację, niektóre osoby mają ogromną potrzebę uzewnętrzniania swojego życia prywatnego. Owszem, miło jest zobaczyć fotki znajomych z wakacji, czy coś w tym stylu, ale warto jednak zachować w tym umiar. Takie fotoreportaże, o których wspominasz do mnie nie przemawiają.
Jedna z moich znajomych dodała zdjęcia swojego synka, a pod spodem wywiązała się dość niepochlebna dyskusja o ojcu dziecka. Publiczne forum nie powinno służyć do prania rodzinnych brudów.

Myśli Nieoswojone pisze...

Facebook, a jakże. Znów mam identyczne zdanie jak Twoje.
Dlatego ja na facebooku nie mam praktycznie nic, a profil posiadam z konieczności sprawdzenia co słychać na uczelni.
A wklejanie zdjęć nagich dzieci to przesada! Po pierwsze mało to zboczeńców, psychopatów chodzi po świecie? A po drugie to dziecko na pewno kiedyś będzie bardzo "wdzięczne" za publikowanie gołego tyłka w sieci.

Unknown pisze...

Ja oczywiście nie mam nic przeciwko umieszczaniu zdjęć w internecie... Jeśli ktoś ma taką potrzebę, to czemu nie? Ale nie można dopuścić do sytuacji, kiedy przekroczy się pewną granicę i dobry smak.. ;)

Iva pisze...

Ja tam mam konto na Fb i czasem umieszczam jakąś fotkę, robię to jednak z kulturą i z umiarem, bo oto w tym wszystkim chodzi. Wszystko jest dla ludzi, tylko trzeba wiedzieć jak z tego korzystać.
Notka bardzo ciekawa i prawdziwa:-).
O jakiej zabawie Dotta pisałaś u mnie na blogu, bo nie rozumiem? Jak załapię o co chodzi, to nie ma sprawy!
Pozdrawiam cieplutko!

Unknown pisze...

Ivo, wejdź (na moim blogu) w zakładkę 'Wyróżnienie' - tam wszystkiego się dowiesz :)
Pozdrawiam zimowo :)

Nadwrażliwiec pisze...

Dlatego zrezygnowałam z FB. I nie żałuję tego. Jestem wolna dzięki temu :) Pozdrawiam :)

Nadwrażliwiec pisze...

A i dziękuję za wyróżnienie :)

Unknown pisze...

Zgadzam się z TOBĄ DOTI.. Rozmawiałyśmy już na ten temat i dobrze,że też wyraziłaś swoje zdanie. Niema nic złego w zamieszczeniu paru swoich zdjęć ale nie od razu każdego z rodziny po kolei i w dodatku z głupimi opisami.. w stylu co ja takiego nie zrobiłem-am, gdzie byłam i ile już ząbków moje dziecko ma..itp. SZOK!!

Prześlij komentarz

Fotoreportaż życia

Wolna chwila. Otwieram komputer w poszukiwaniu pewnych informacji. Są, znalazłam, teraz to takie łatwe. 
Na koniec zaglądam na popularny portal społecznościowy.
Strona powoli się ładuje, wczytują się zdjęcia, ostatnie aktywności znajomych... Co widzę? Nagiego niemowlaka, pluskającego się w wanience.W rączce nieporadnie trzyma szczoteczkę do zębów.. i "próbuje myć"  swoje pierwsze ząbki... Oczywiście pod zdjęciem mnóstwo "lajków" i setki przesłodzonych komentarzy w stylu 'ach, och...'

Rozkoszne? Piękne? Zachwycające? Cóż... Szczerze przyznaję, że dla mnie takie zdjęcia są po prostu żenujące. I jakoś nie mam w zwyczaju się nimi zachwycać, tym bardziej je komentować.
To nie tak, że nie wzruszam się widząc małe dzieciątko, czy piękną parę ślubującą sobie miłość na zawsze. To nie o to chodzi. Raczej o fakt "sprzedawania" niejako swojego życia całemu światu.

Niestety mam wrażenie, i ono coraz bardziej się pogłębia, że te nasze portale dla większości osób nie służą bynajmniej do utrzymywania wirtualnego kontaktu między sobą, ale przede wszystkim są źródłem, gdzie mogą pochwalić się wszystkim, w co ich życie obfituje. Oczywiście w samo dobro.

Fotoreportaż z życia często rozpoczyna się od ślubu. Czasem wcześniej, od zaręczyn. Obok zdjęć, możemy przecież umieścić odpowiedni komentarz odnośnie swego aktualnego stanu, cywilnego oczywiście ;)
A wiec tak.

Status: zaręczona, zaręczony. Wtedy, a wtedy. Obok widnieją zdjęcia cudownego pierścionka z wielkim brylantem! Wow! Wiadomość oczywiście idzie w wirtualny świat. A zdjęcia już po paru minutach zostają komentowane wielkimi słowami "Gratuluję!", "Kiedy ślub?" itp.
Jeżeli historia życia toczy się pomyślnie już niedługo na stronie danej osoby widzimy zmianę statusu i kolejne zdjęcia. Oczywiście nie muszę dodawać jakie. Oczywiste, ze ślubu. Pod nimi komentarze. 
Historia się powtarza, ale to nie konie przecie. Życie poza wirtualnym światem toczy się dalej.
Kolejne wpis. Podróż poślubna. Cudnie było, prawda? Trzeba to pokazać! 
Potem dłuższa cisza. A potem? Co widzimy? Zdjęcie z wielkim brzuszkiem. Ale to za mało. Lepiej wrzucic fotki zdjęc usg nienarodzonego dzieciątka. I tak miesiąc po miesiącu... aż do rozwiązania.
Kolejny wpis. Wtedy a wtedy, o tej godzinie, mierzący tyle a tyle, ważący tyle, a tyle...  I zdjęcia. A pod nimi oczywiście setki "szczerych" komentarzy i gratulacji.
Potem kilka dni ciszy, bo w rzeczywistym życiu tak różowo nie jest jak na zdjęciach w wirtualnym i trzeba dojśc do siebie i do sił. Ale cisza nie trwa znyt długo, bo oto.
Kolejny wpis. Pan X skończył właśnie n-ty dzień.. i się uśmiechnął. Wow! Niesamowite, trzeba się pochwalić. I zdjęcia. I komentarze w stylu 'ach, och..."
A potem to już z górki idzie. I co jakiś czas widzimy zdjęcia w stylu: mój pierwszy ząbek, moja pierwsza kąpiel, kupka, usiadłem, wstałem, zrobiłem pierwszy krok, pokazałem język, jestem na spacerku, na hustawce, na karuzeli, piję z butelki, jem chrupka, moje pierwsze urodziny.. i ble, ble, ble, ble...
Potem: pierwszy dzień w żłobku, w przedszkolu, w szkole, na studiach... ;)

No tak. To tylko pierwsze dziecko. W międzyczasie przychodzi kolej na drugie. Więc fotoreportaż zatacza koło. W międzyczasie zawsze są jakieś wakacje (najlepiej tam, gdzie inni jeszcze nie dotarli), romantycznie przeżyte walentynki, święta, sylwester, urodziny, imieniny, rocznice ślubu, poznania się, pierwszego pocałunku.. i co tam sobie wymyślimy... ;)

Często patrząc na te zdjęcia i te wszystkie ukazanie prawdy o życiu osobistym moich znajomych, zastanawiam się, w jakim celu wielu ludzi to wszystko tak publikuje. Po co?
Czy ważne jest aż tak, by pokazać wszystkim wokoło, jaka to ja jestem szczęśliwa. Co posiadam?
Czy nie lepiej to swoje szczęście, życie osobiste i rodzinne ukryć gdzieś przed światem i w ciszy domowego ogniska to szczęście pielęgnować i nim się radować? Ileż wtedy ono warte będzie!

Całe życie odnajdziemy w internecie, a  w realu nie ma będzie już miejsca na zaskoczenie, dobrą nowinę, zachwyt, niespodziankę...
Nie ma sekretów, tajemnic, tylko dla nas. Wszystko  uzewnętrznione, taki społeczny ekshibicjonizm. Szkoda.

Łatwo jest ukazywać to, co piękne, udane, ale co zrobimy, jak to szczęście pryśnie nam, jak bańka mydlana? Czy tak łatwo przyjdzie nam podzielić się tym smutkiem z całym światem?
Ciekawe kto odważy się wrzucić na portal foty z rozstania, rozwodu, choroby, śmierci... itp. Jak małżeństwo się rozpadnie, to czy będę mieć odwagę zmienić status z żonaty, zamężna na rozwiedziona/y? Chyba nie.
Wiec po co ta cała szopka? Mnóstwo zdjęć wrzuconych bezmyślnie na strony. Mnóstwo informacji sprzedanych całej rzeszy znajomych i nieznajomych.

Nie umiem sobie odpowiedzieć na to pytanie. Chyba dlatego, że w swoim życiu kieruję się zupełnie innymi zasadami i wartościami. Nie kreci mnie dokumentowanie całego mojego życia na łamach internetu.
Nie potrzebuję słów zachwytu, gratulacji, bo często mam wrażenie, że i tak są one wynikiem "owczego pędu", jak inni, to ja też, nieważne, że mam inne zdanie...

Czym dziś, w dobie internetu jest prywatność? Pustym słowem? Często niestety tak.
Ja prywatność i życie rodzinne bardzo sobie cenię. Nie chcę go sprzedawać w odcinkach, jak telenowelę całej rzeszy ludzi. Szczęście bywa ulotne, nie warto nim "szastać na prawo i lewo". Lepiej skupić się na jego pielęgnowaniu, a przede wszystkim na tym, by chronić go przed znieważaniem i zniszczeniem.

8 komentarzy:

  1. Masz rację, niektóre osoby mają ogromną potrzebę uzewnętrzniania swojego życia prywatnego. Owszem, miło jest zobaczyć fotki znajomych z wakacji, czy coś w tym stylu, ale warto jednak zachować w tym umiar. Takie fotoreportaże, o których wspominasz do mnie nie przemawiają.
    Jedna z moich znajomych dodała zdjęcia swojego synka, a pod spodem wywiązała się dość niepochlebna dyskusja o ojcu dziecka. Publiczne forum nie powinno służyć do prania rodzinnych brudów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Facebook, a jakże. Znów mam identyczne zdanie jak Twoje.
    Dlatego ja na facebooku nie mam praktycznie nic, a profil posiadam z konieczności sprawdzenia co słychać na uczelni.
    A wklejanie zdjęć nagich dzieci to przesada! Po pierwsze mało to zboczeńców, psychopatów chodzi po świecie? A po drugie to dziecko na pewno kiedyś będzie bardzo "wdzięczne" za publikowanie gołego tyłka w sieci.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja oczywiście nie mam nic przeciwko umieszczaniu zdjęć w internecie... Jeśli ktoś ma taką potrzebę, to czemu nie? Ale nie można dopuścić do sytuacji, kiedy przekroczy się pewną granicę i dobry smak.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tam mam konto na Fb i czasem umieszczam jakąś fotkę, robię to jednak z kulturą i z umiarem, bo oto w tym wszystkim chodzi. Wszystko jest dla ludzi, tylko trzeba wiedzieć jak z tego korzystać.
    Notka bardzo ciekawa i prawdziwa:-).
    O jakiej zabawie Dotta pisałaś u mnie na blogu, bo nie rozumiem? Jak załapię o co chodzi, to nie ma sprawy!
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ivo, wejdź (na moim blogu) w zakładkę 'Wyróżnienie' - tam wszystkiego się dowiesz :)
    Pozdrawiam zimowo :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dlatego zrezygnowałam z FB. I nie żałuję tego. Jestem wolna dzięki temu :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A i dziękuję za wyróżnienie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgadzam się z TOBĄ DOTI.. Rozmawiałyśmy już na ten temat i dobrze,że też wyraziłaś swoje zdanie. Niema nic złego w zamieszczeniu paru swoich zdjęć ale nie od razu każdego z rodziny po kolei i w dodatku z głupimi opisami.. w stylu co ja takiego nie zrobiłem-am, gdzie byłam i ile już ząbków moje dziecko ma..itp. SZOK!!

    OdpowiedzUsuń