31 marca 2016

Myśli mają moc


Ostatnio moje myśli często powracają do lat dzieciństwa. Nie wiem, czy to taki sentyment spowodowany uciekającym czasem, czy może tęsknota za tym, co było, po prostu za wczesną młodością.

Oj nie, nie czuję się staro i chyba stara jeszcze nie jestem (!), ale co jakiś czas nachodzi mnie dziwna melancholia, a w mojej głowie kłębi się od szarych myśli. Wspomnień.

Oczywiście wiele tych wspomnień jest radosnych i kolorowych. Te staram się w sobie pielęgnować i utrwalać w pamięci tak, by towarzyszyły mi jak najdłużej. Do nich najczęściej wracam, gdy dopada mnie jakiś nieokreślony smutek i rezygnacja. To nimi się 'posilam', by stanąć na nogi, by móc dalej podążać. To te dobre wspomnienia są moją siłą w budowaniu dalszego życia. One mnie inspirują i nie pozwalają zapomnieć kim jestem i co sprawiło, że jestem tutaj, w tej określonej rzeczywistości.

Nie ukrywam, że są i wspomnienia smutne, bolesne, takie o których nie chce się pamiętać. Które chętnie wymazałabym tak, jak gumką ołówek. Niestety tak się nie da i zdarza się i tak, że to one zaprzątają moje myśli. Tak cholernie natrętnie. Do łez.

Lecz staram im się nie poddawać. Nie pozwalam, by pogłębiały mój smutek, nie podcinały kruchych skrzydeł.  Walczę z nimi i próbuje ubrać je w bardziej kolorowe barwy. Nie mogę ich zapomnieć, bo i one ukształtowały mnie na swój własny sposób. Niejednokrotnie obrały kierunek, jakim podążałam i ukształtowały mocny charakter. Dziękuję im za to.

Nasze wspomnienia mają ogromną moc. Mogą nas budować, ale i niszczyć. Mogą sprawić, że będziemy ludźmi niezłomnymi, ale również niestabilnymi i kruchym jak szkło. Wspomnienia mogą nas ukształtować. Lecz mamy nad nimi władzę. To od nas zależy, czy poddamy się tym dobrym, czy tym złym. I czy te złe, raniące przemienimy w dobro.

Lata dzieciństwa i wczesnej młodości minęły bezpowrotnie. Już ich nie doświadczę i nie mam już na nie wpływu. Było, minęło. Czy czegoś żałuję? Być może jest kilka rzeczy, które chciałabym zmienić, być może naprawić, inaczej przeżyć chwile, które były w moim życiu znaczące. To tylko teoria. Teraz myślę tak, wtedy inaczej. Nie zawsze dało się postąpić inaczej, bo doświadczenie życia było mniejsze.

W ostatnim czasie spotkałam dawnych znajomych. Fajnie było powspominać tamte, jakże wydawałoby się odległe czasy. Każdemu z nich życie napisało inny, indywidualny scenariusz. Nie zawsze dobry i łaskawy. Tym, co wiodło się super i wróżyło się szczęśliwą przyszłość często zostali przez los okrutnie doświadczeni, a tym, co mieli ciągle pod górkę teraz wiedzie się bardzo dobrze.

Niejednokrotnie pytam - od czego to zależy? Oczywiście od wielu czynników. Ale myślę, że od tych naszych doświadczeń, tych dobrych i tych złych zależy bardzo dużo. A jeszcze więcej od wykorzystania naszych wspomnień nam ich temat.

14 marca 2016

"Niegrzeczne" dzieci

Gdy rodzi się nam dziecko, to zastanawiamy się do kogo jest podobne, w jego wyglądzie szukamy naszego noska lub oczu taty, a z czasem staramy się doszukać w nim naszych cech charakteru, bądź osobowości. I najczęściej, gdy maluch zrobi coś tak, a tak... mówimy - "Podał się na mnie", "Ma to po tobie".

A ja obserwując zachowanie swoich dzieci, mam zupełnie inne przemyślenia. Po prostu im zazdroszczę. Zazdroszczę im tego, że są tak otwarte na innych, na świat. Takie po prostu śmiałe i odważne, nie boją się ludzi, nie czują się przez nich oceniane i nie przejmują się ich opinią. Dzięki temu są wolne, niczym nie ograniczone. Biegają, krzyczą, są po dziecięcemu głośne. Tego dotkną, to wezmą do ręki, a tamto zrzucą...

Oczywiście nie każdemu się to podoba, bo śmiałe i wiedzące czego chcą dzieci to przecież według opinii większości - niegrzeczne i nieposłuszne dzieci. Właśnie takie. A takie dzieci to "skaranie boskie". 
Takie dzieci, to utrapienie nie tylko dla rodziców, ale przede wszystkim dla tych, co przebywają z nimi tylko kilka chwil. Takie dzieci, są po prostu niewychowane, rodzice na wszystko im pozwalają i na pewno nie wyrośnie z nich nic dobrego...

Takie są moje dzieci. Żywe, ekspresyjne, pełne pomysłów. Same wiedzą czego chcą, a nie spełniają zachcianek innych. Gdy chcą coś powiedzieć, to mówią, gdy na coś się nie zgadzają, to krzyczą głośno "nie", a nie dla świętego spokoju zgadzają się na coś, co im nie pasuje. I właśnie tego im zazdroszczę.

Ja byłam zupełnie innym dzieckiem. Pierwszą i dominującą cechą była nieśmiałość. Cicha, pokorna, zawsze zgadzająca się z innymi. Nie umiałam powiedzieć, że coś mi się nie podoba, nawet, że coś mnie boli, bo nie chciałam nikogo martwić, albo smucić. Uczucia i zachcianki innych były zawsze ważniejsze od moich. 

Taka zawsze "cholernie" grzeczna, nie sprawiająca problemów. Ideał dziecka. Idealne dziecko w wychowaniu. A ja się pytam, czyżby?

Fakt, spokojne i ciche dziecko nie sprawia problemów wychowawczych rodzicom i nauczycielom, jest takie "proste w obsłudze". Ale czy dla dziecka fajnie jest być właśnie takim? Może mało kto zdaje sobie sprawę, jak ciężko być takim nieśmiałym człowieczkiem. Ile lęku  sprawia każde spotkanie i zwykła wymiana zdań z rówieśnikami, a tym bardziej z dorosłymi. Ileż odwagi poprzedzonej ogromnym stresem potrzeba, by wziąć udział w zwykłej dziecięcej zabawie. A te myśli? Ciągle czuje się ocenianym, jak ktoś się śmieje, to na pewno ze mnie. Ze wszystkim trzeba radzić sobie samemu, bo przecież nie ma się odwagi nikogo prosić o pomoc. Wieczne udręki. Wiecznie natrętne myśli.

Czasem się mówi, że z nieśmiałości się wyrasta, a to nie zupełnie tak jest. Owszem, można ją na pewien sposób oswoić, wypracować pewne schematy, które pozwolą na "normalne" funkcjonowanie w społeczeństwie. Ale tak naprawdę nigdy z nieśmiałością się nie rozstaniemy. Niestety wiem to z doświadczenia. Dalej stresuje mnie wiele sytuacji, które dla innych są takie naturalne i zwyczajne. Oczywiście, ciągle czuję się oceniania przez innych. Mam świadomość tego, że już zawsze będę czuć się kimś gorszym i mniej znaczącym od innych, że cokolwiek zrobię i co osiągnę, to i tak nie będzie miało istotnego znaczenia. Bo nieśmiałość, to również zaniżona samoocena, której nic i nikt nie zdoła pokonać. Tak to już jest.

Dlatego cieszę się, że moi chłopcy są zupełnie inni. Że ich osobowość nie jest "zatruta" męczącą nieśmiałością. Bo wiem, jak ciężko z nią żyć, zarówno w dzieciństwie, jak i w wieku dorosłym. 
Może łatwiej mieć w domu spokoje i ciche dziecko, ale ja wolę właśnie takie "niespokojne" i głośne, bo choć wymaga ono większego nakładu pracy i potrzebuje większej uwagi, to wiem, że w życiu będzie mu zdecydowanie łatwiej. 

I coraz częściej puszczam mimo uszu słowa innych, którzy twierdzą, że moje dzieci są "niegrzeczne". I co z tego? Ja po prostu uważam, że takich dzieci nie ma, a jak są to im po prostu współczuję.

Myśli mają moc


Ostatnio moje myśli często powracają do lat dzieciństwa. Nie wiem, czy to taki sentyment spowodowany uciekającym czasem, czy może tęsknota za tym, co było, po prostu za wczesną młodością.

Oj nie, nie czuję się staro i chyba stara jeszcze nie jestem (!), ale co jakiś czas nachodzi mnie dziwna melancholia, a w mojej głowie kłębi się od szarych myśli. Wspomnień.

Oczywiście wiele tych wspomnień jest radosnych i kolorowych. Te staram się w sobie pielęgnować i utrwalać w pamięci tak, by towarzyszyły mi jak najdłużej. Do nich najczęściej wracam, gdy dopada mnie jakiś nieokreślony smutek i rezygnacja. To nimi się 'posilam', by stanąć na nogi, by móc dalej podążać. To te dobre wspomnienia są moją siłą w budowaniu dalszego życia. One mnie inspirują i nie pozwalają zapomnieć kim jestem i co sprawiło, że jestem tutaj, w tej określonej rzeczywistości.

Nie ukrywam, że są i wspomnienia smutne, bolesne, takie o których nie chce się pamiętać. Które chętnie wymazałabym tak, jak gumką ołówek. Niestety tak się nie da i zdarza się i tak, że to one zaprzątają moje myśli. Tak cholernie natrętnie. Do łez.

Lecz staram im się nie poddawać. Nie pozwalam, by pogłębiały mój smutek, nie podcinały kruchych skrzydeł.  Walczę z nimi i próbuje ubrać je w bardziej kolorowe barwy. Nie mogę ich zapomnieć, bo i one ukształtowały mnie na swój własny sposób. Niejednokrotnie obrały kierunek, jakim podążałam i ukształtowały mocny charakter. Dziękuję im za to.

Nasze wspomnienia mają ogromną moc. Mogą nas budować, ale i niszczyć. Mogą sprawić, że będziemy ludźmi niezłomnymi, ale również niestabilnymi i kruchym jak szkło. Wspomnienia mogą nas ukształtować. Lecz mamy nad nimi władzę. To od nas zależy, czy poddamy się tym dobrym, czy tym złym. I czy te złe, raniące przemienimy w dobro.

Lata dzieciństwa i wczesnej młodości minęły bezpowrotnie. Już ich nie doświadczę i nie mam już na nie wpływu. Było, minęło. Czy czegoś żałuję? Być może jest kilka rzeczy, które chciałabym zmienić, być może naprawić, inaczej przeżyć chwile, które były w moim życiu znaczące. To tylko teoria. Teraz myślę tak, wtedy inaczej. Nie zawsze dało się postąpić inaczej, bo doświadczenie życia było mniejsze.

W ostatnim czasie spotkałam dawnych znajomych. Fajnie było powspominać tamte, jakże wydawałoby się odległe czasy. Każdemu z nich życie napisało inny, indywidualny scenariusz. Nie zawsze dobry i łaskawy. Tym, co wiodło się super i wróżyło się szczęśliwą przyszłość często zostali przez los okrutnie doświadczeni, a tym, co mieli ciągle pod górkę teraz wiedzie się bardzo dobrze.

Niejednokrotnie pytam - od czego to zależy? Oczywiście od wielu czynników. Ale myślę, że od tych naszych doświadczeń, tych dobrych i tych złych zależy bardzo dużo. A jeszcze więcej od wykorzystania naszych wspomnień nam ich temat.

"Niegrzeczne" dzieci

Gdy rodzi się nam dziecko, to zastanawiamy się do kogo jest podobne, w jego wyglądzie szukamy naszego noska lub oczu taty, a z czasem staramy się doszukać w nim naszych cech charakteru, bądź osobowości. I najczęściej, gdy maluch zrobi coś tak, a tak... mówimy - "Podał się na mnie", "Ma to po tobie".

A ja obserwując zachowanie swoich dzieci, mam zupełnie inne przemyślenia. Po prostu im zazdroszczę. Zazdroszczę im tego, że są tak otwarte na innych, na świat. Takie po prostu śmiałe i odważne, nie boją się ludzi, nie czują się przez nich oceniane i nie przejmują się ich opinią. Dzięki temu są wolne, niczym nie ograniczone. Biegają, krzyczą, są po dziecięcemu głośne. Tego dotkną, to wezmą do ręki, a tamto zrzucą...

Oczywiście nie każdemu się to podoba, bo śmiałe i wiedzące czego chcą dzieci to przecież według opinii większości - niegrzeczne i nieposłuszne dzieci. Właśnie takie. A takie dzieci to "skaranie boskie". 
Takie dzieci, to utrapienie nie tylko dla rodziców, ale przede wszystkim dla tych, co przebywają z nimi tylko kilka chwil. Takie dzieci, są po prostu niewychowane, rodzice na wszystko im pozwalają i na pewno nie wyrośnie z nich nic dobrego...

Takie są moje dzieci. Żywe, ekspresyjne, pełne pomysłów. Same wiedzą czego chcą, a nie spełniają zachcianek innych. Gdy chcą coś powiedzieć, to mówią, gdy na coś się nie zgadzają, to krzyczą głośno "nie", a nie dla świętego spokoju zgadzają się na coś, co im nie pasuje. I właśnie tego im zazdroszczę.

Ja byłam zupełnie innym dzieckiem. Pierwszą i dominującą cechą była nieśmiałość. Cicha, pokorna, zawsze zgadzająca się z innymi. Nie umiałam powiedzieć, że coś mi się nie podoba, nawet, że coś mnie boli, bo nie chciałam nikogo martwić, albo smucić. Uczucia i zachcianki innych były zawsze ważniejsze od moich. 

Taka zawsze "cholernie" grzeczna, nie sprawiająca problemów. Ideał dziecka. Idealne dziecko w wychowaniu. A ja się pytam, czyżby?

Fakt, spokojne i ciche dziecko nie sprawia problemów wychowawczych rodzicom i nauczycielom, jest takie "proste w obsłudze". Ale czy dla dziecka fajnie jest być właśnie takim? Może mało kto zdaje sobie sprawę, jak ciężko być takim nieśmiałym człowieczkiem. Ile lęku  sprawia każde spotkanie i zwykła wymiana zdań z rówieśnikami, a tym bardziej z dorosłymi. Ileż odwagi poprzedzonej ogromnym stresem potrzeba, by wziąć udział w zwykłej dziecięcej zabawie. A te myśli? Ciągle czuje się ocenianym, jak ktoś się śmieje, to na pewno ze mnie. Ze wszystkim trzeba radzić sobie samemu, bo przecież nie ma się odwagi nikogo prosić o pomoc. Wieczne udręki. Wiecznie natrętne myśli.

Czasem się mówi, że z nieśmiałości się wyrasta, a to nie zupełnie tak jest. Owszem, można ją na pewien sposób oswoić, wypracować pewne schematy, które pozwolą na "normalne" funkcjonowanie w społeczeństwie. Ale tak naprawdę nigdy z nieśmiałością się nie rozstaniemy. Niestety wiem to z doświadczenia. Dalej stresuje mnie wiele sytuacji, które dla innych są takie naturalne i zwyczajne. Oczywiście, ciągle czuję się oceniania przez innych. Mam świadomość tego, że już zawsze będę czuć się kimś gorszym i mniej znaczącym od innych, że cokolwiek zrobię i co osiągnę, to i tak nie będzie miało istotnego znaczenia. Bo nieśmiałość, to również zaniżona samoocena, której nic i nikt nie zdoła pokonać. Tak to już jest.

Dlatego cieszę się, że moi chłopcy są zupełnie inni. Że ich osobowość nie jest "zatruta" męczącą nieśmiałością. Bo wiem, jak ciężko z nią żyć, zarówno w dzieciństwie, jak i w wieku dorosłym. 
Może łatwiej mieć w domu spokoje i ciche dziecko, ale ja wolę właśnie takie "niespokojne" i głośne, bo choć wymaga ono większego nakładu pracy i potrzebuje większej uwagi, to wiem, że w życiu będzie mu zdecydowanie łatwiej. 

I coraz częściej puszczam mimo uszu słowa innych, którzy twierdzą, że moje dzieci są "niegrzeczne". I co z tego? Ja po prostu uważam, że takich dzieci nie ma, a jak są to im po prostu współczuję.