Dużo się dzieje ostatnio. W moje życie zagościł taki pewien
nieokreślony smutek i lęk przed przyszłością.
W zawirowaniach zwyczajnego życia odkryłam niepokojące
zwiastuny pogłębiającej się choroby.
Szybkie konsultacje, specjalistyczne badania niestety nie
przynoszą dobrych wieści. Diagnoza niezbyt optymistyczna. Rokowania
na poprawę niewielkie.
Czy byłam na to gotowa? Raczej nie. Człowiek codziennie
zmagający się z przewlekłą chorobą od dzieciństwa nie myśli o
tym, co go ogranicza, co nie pozwala żyć pełną piersią. Godzi
się z tym i akceptuje swoje życie, takim jakim jest. Z
ograniczeniami, jednak z ciągłą walką o to, by nie było gorzej.
Ja również żyję zapominając o swojej chorobie,
ograniczeniach. Jest to dla mnie tak naturalne, jak oddychanie.
Akceptuję tą swoją chorobę i właściwie nie wyobrażam sobie bez
niej mego istnienia. Bez niej byłoby zapewne zupełnie inne, ale czy
takie piękne? Chyba nie. Dzięki niej jestem taką osobą, jaką
jestem. Bo chcąc tego, czy nie choroba kształtuje mój charakter,
moje patrzenie na świat.
Tak sobie myślę, że każda choroba, każde cierpnie, które nas
dotyka ma jakiś sens. Wiem, że to banalne, ale przecie prawdziwe.
Czasami tylko dzięki chorobie człowiek może odmienić swoje
dotychczasowe, niezbyt prawe życie. Choroba pozwala się zatrzymać
i zrozumieć, co tak naprawdę jest istotne w życiu, dla kogo
naprawdę warto żyć, o co trzeba walczyć.
Ja tylko jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak w tych moich
niedomaganiach działa Bóg, być może Anioł Stróż. Bo ilekroć
dotyka mnie choroba, to na mojej drodze stają ludzie gotowi nieść
mi bezinteresowną pomoc. Są tacy dobrzy, po prostu ludzcy.
Często się zastanawiam, czym sobie zasłużyłam na takie
doświadczanie dobroci od innych ludzi.
Ale nigdy nie zastanawiałam się, dlaczego dotyka mnie choroba,
która postępuje. Bo wiem, że tak właśnie ma być. Być może nie
wiem do końca dlaczego, ale to nie istotne.
Dla mnie najważniejsze w tym wszystkim jest to, że Bóg zsyłając
na mnie chorobę, zsyła również cudownych Aniołów w ludzkiej
postaci. Z taką pomocą łatwiej walczyć. Z uśmiechem na twarzy.
Łatwo jest myśleć, co by było gdyby. No właśnie - co by było gdybyśmy były zdrowe. A może nie warto tak myśleć, bo właśnie - gdybać można różnie.
OdpowiedzUsuńJa wiem jedno - my nie wiemy wszystkiego w tym życiu. Mnie akurat choroba w pewnym stopniu przywiodła do nawrócenia, chociaż wiem, że u niektórych jest odwrotnie.
Czasem to też prawdziwa szkoła życia.
Pozdrawiam :)
zawsze podziwiałam, podziwiam i będę podziwiać Twoją siłę! Niezłomność. Wiarę w sens. Ja przy Tobie marne chuchro..
OdpowiedzUsuń