4 grudnia 2012

Nie poddawać się

Dużo się dzieje ostatnio. W moje życie zagościł taki pewien nieokreślony smutek i lęk przed przyszłością.
W zawirowaniach zwyczajnego życia odkryłam niepokojące zwiastuny pogłębiającej się choroby. 
Szybkie konsultacje, specjalistyczne badania niestety nie przynoszą dobrych wieści. Diagnoza niezbyt optymistyczna. Rokowania na poprawę niewielkie.
Czy byłam na to gotowa? Raczej nie. Człowiek codziennie zmagający się z przewlekłą chorobą od dzieciństwa nie myśli o tym, co go ogranicza, co nie pozwala żyć pełną piersią. Godzi się z tym i akceptuje swoje życie, takim jakim jest. Z ograniczeniami, jednak z ciągłą walką o to, by nie było gorzej.

Ja również żyję zapominając o swojej chorobie, ograniczeniach. Jest to dla mnie tak naturalne, jak oddychanie. Akceptuję tą swoją chorobę i właściwie nie wyobrażam sobie bez niej mego istnienia. Bez niej byłoby zapewne zupełnie inne, ale czy takie piękne? Chyba nie. Dzięki niej jestem taką osobą, jaką jestem. Bo chcąc tego, czy nie choroba kształtuje mój charakter, moje patrzenie na świat. 

Tak sobie myślę, że każda choroba, każde cierpnie, które nas dotyka ma jakiś sens. Wiem, że to banalne, ale przecie prawdziwe. Czasami tylko dzięki chorobie człowiek może odmienić swoje dotychczasowe, niezbyt prawe życie. Choroba pozwala się zatrzymać i zrozumieć, co tak naprawdę jest istotne w życiu, dla kogo naprawdę warto żyć, o co trzeba walczyć.

Ja tylko jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak w tych moich niedomaganiach działa Bóg, być może Anioł Stróż. Bo ilekroć dotyka mnie choroba, to na mojej drodze stają ludzie gotowi nieść mi bezinteresowną pomoc. Są tacy dobrzy, po prostu ludzcy. 
Często się zastanawiam, czym sobie zasłużyłam na takie doświadczanie dobroci od innych ludzi.
Ale nigdy nie zastanawiałam się, dlaczego dotyka mnie choroba, która postępuje. Bo wiem, że tak właśnie ma być. Być może nie wiem do końca dlaczego, ale to nie istotne.

Dla mnie najważniejsze w tym wszystkim jest to, że Bóg zsyłając na mnie chorobę, zsyła również cudownych Aniołów w ludzkiej postaci. Z taką pomocą łatwiej walczyć. Z uśmiechem na twarzy.

2 komentarze:

Nadwrażliwiec pisze...

Łatwo jest myśleć, co by było gdyby. No właśnie - co by było gdybyśmy były zdrowe. A może nie warto tak myśleć, bo właśnie - gdybać można różnie.
Ja wiem jedno - my nie wiemy wszystkiego w tym życiu. Mnie akurat choroba w pewnym stopniu przywiodła do nawrócenia, chociaż wiem, że u niektórych jest odwrotnie.
Czasem to też prawdziwa szkoła życia.
Pozdrawiam :)

anatola pisze...

zawsze podziwiałam, podziwiam i będę podziwiać Twoją siłę! Niezłomność. Wiarę w sens. Ja przy Tobie marne chuchro..

Prześlij komentarz

Nie poddawać się

Dużo się dzieje ostatnio. W moje życie zagościł taki pewien nieokreślony smutek i lęk przed przyszłością.
W zawirowaniach zwyczajnego życia odkryłam niepokojące zwiastuny pogłębiającej się choroby. 
Szybkie konsultacje, specjalistyczne badania niestety nie przynoszą dobrych wieści. Diagnoza niezbyt optymistyczna. Rokowania na poprawę niewielkie.
Czy byłam na to gotowa? Raczej nie. Człowiek codziennie zmagający się z przewlekłą chorobą od dzieciństwa nie myśli o tym, co go ogranicza, co nie pozwala żyć pełną piersią. Godzi się z tym i akceptuje swoje życie, takim jakim jest. Z ograniczeniami, jednak z ciągłą walką o to, by nie było gorzej.

Ja również żyję zapominając o swojej chorobie, ograniczeniach. Jest to dla mnie tak naturalne, jak oddychanie. Akceptuję tą swoją chorobę i właściwie nie wyobrażam sobie bez niej mego istnienia. Bez niej byłoby zapewne zupełnie inne, ale czy takie piękne? Chyba nie. Dzięki niej jestem taką osobą, jaką jestem. Bo chcąc tego, czy nie choroba kształtuje mój charakter, moje patrzenie na świat. 

Tak sobie myślę, że każda choroba, każde cierpnie, które nas dotyka ma jakiś sens. Wiem, że to banalne, ale przecie prawdziwe. Czasami tylko dzięki chorobie człowiek może odmienić swoje dotychczasowe, niezbyt prawe życie. Choroba pozwala się zatrzymać i zrozumieć, co tak naprawdę jest istotne w życiu, dla kogo naprawdę warto żyć, o co trzeba walczyć.

Ja tylko jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak w tych moich niedomaganiach działa Bóg, być może Anioł Stróż. Bo ilekroć dotyka mnie choroba, to na mojej drodze stają ludzie gotowi nieść mi bezinteresowną pomoc. Są tacy dobrzy, po prostu ludzcy. 
Często się zastanawiam, czym sobie zasłużyłam na takie doświadczanie dobroci od innych ludzi.
Ale nigdy nie zastanawiałam się, dlaczego dotyka mnie choroba, która postępuje. Bo wiem, że tak właśnie ma być. Być może nie wiem do końca dlaczego, ale to nie istotne.

Dla mnie najważniejsze w tym wszystkim jest to, że Bóg zsyłając na mnie chorobę, zsyła również cudownych Aniołów w ludzkiej postaci. Z taką pomocą łatwiej walczyć. Z uśmiechem na twarzy.

2 komentarze:

  1. Łatwo jest myśleć, co by było gdyby. No właśnie - co by było gdybyśmy były zdrowe. A może nie warto tak myśleć, bo właśnie - gdybać można różnie.
    Ja wiem jedno - my nie wiemy wszystkiego w tym życiu. Mnie akurat choroba w pewnym stopniu przywiodła do nawrócenia, chociaż wiem, że u niektórych jest odwrotnie.
    Czasem to też prawdziwa szkoła życia.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. zawsze podziwiałam, podziwiam i będę podziwiać Twoją siłę! Niezłomność. Wiarę w sens. Ja przy Tobie marne chuchro..

    OdpowiedzUsuń