2 marca 2013

Uciekająca młodość

Marzec. W powietrzu czuć nadchodzącą wiosnę. Przyroda i niejeden z nas budzi się do życia. Ja również ostatnio czuję ogromne pokłady energii i pewnej radości. Codzienność mi ją dostarcza :)

Lecz jest coś, co zakłóca ten stan. Nie dotyczy mnie, ale sytuacji, które spotykają mnie w pracy.  I bynajmniej nie o szefa chodzi ;)

Charakter pracy sprawia, że na co dzień potykam się z osobami starszymi. Często są schorowani. Samotni.
I ta samotność jest właśnie ich największą tragedią. 
Pomimo tego, że mają dzieci, oni samotnie walczą z tym, co im los przyniesie. A nie jest tego mało. Brak pieniędzy, nieraz na chleb, bark sił, by sprostać codziennym obowiązkom, choroba obezwładniająca ciało i umysł, bezwzględna cisza, bo nie ma się do kogo odezwać i z kim porozmawiać. Są skazani na pomoc innych, obcych ludzi bądź instytucji do tego powołanych.
Lecz o pomoc nie jest tak łatwo prosić. Wręcz przeciwnie. Przed szukaniem wsparcia wzbrania lęk, wstyd, świadomość "że sobie nie radzę"...

A ja rozmawiając z tymi osobami, zadaję sobie cicho pytanie. Gdzie są bliscy, dzieci? Może wyjechali gdzieś zagranicę, a może mieszkają tuż obok. Właśnie. Są a jakby ich nie było.
Żyją własnym życiem. Nie pamiętają, a raczej nie chcą pamiętać, że ta schorowana osoba, to ich matka, ojciec...
Widzą tylko pomarszczoną twarz, niedołężne ciało; słyszą irytujący głos, poplątaną przez chorobę mowę...
Z takim kimś nie chcą mieć już nic do czynienia. Nieistotne, że ta staruszka, była kiedyś ich jedyną ostoją w życiu, a ten staruszek jedynym autorytetem. To było dawno. Za niepamiętnych czasów.
Kim jest teraz? Zbędnym przedmiotem. Do odstawki. Brutalne słowa? Nie. Po prostu prawdziwe.  

Nie chcę wnikać i poznawać przyczyn, dla których bliscy tak postępują. Nie chcę, bo to nie moja rola. 
Cieszę się, że mogę opiekować się takimi ludźmi, że mogę ich wysłuchać, pomóc w codziennych sprawach. To już nawet nie moja praca a potrzeba serca.
W zamian dostaję od nich o wiele więcej. Coś, czego nie da się za nic w świecie przecenić...

Szkoda, że to nie ci najbliżsi są świadkami tych cudownych przemian. Szkoda, że zapominają, że młodość nie jest wiecznością. Oby się nią nigdy nie rozczarowali.

5 komentarze:

anatola pisze...

Czasem skupieni na tym co dookoła i pod ręką zapominamy o tych najbilższych, do których czasem nam tak bardzo nie po drodze... Którzy na początku nas wołają ale z czasem przestają. Smutne. Bardzo.

Iva pisze...

Dotto smutny temat, ale bardzo ważny. Samotność to jest coś strasznego. Nie wiem co się dzieje z ludźmi w tym dzisiejszym świecie. Dopóki jest się młodym, czyt. dzieckiem, to rodzice są nam niezbędni, potem dojrzewamy, zakładamy rodziny i coś się dzieje...to nie tak. Okropne to jest, tylko ja zawsze w takich sytuacjach sobie myślę, że tak dzieci poniewierają rodziców, ale kiedyś ta karta się odwróci i same dzieci tak samo będą poniewierane. A znam taki przypadek!

Pozdrawiam!

Unknown pisze...

Ten temat który poruszyłaś jest naprawdę smutny i szkoda, że ludzie są tacy obojętni i niewrażliwy na czyjeś cierpienie... SAMOTNOŚĆ JEST PRZERAŻAJĄCA.. TACY LUDZIE POTRZEBUJĄ POMOCY I DOBRZE ŻE MAJĄ TAKĄ OSOBĘ JAK TY KTÓRA IM POMAGA,,:)

Nadwrażliwiec pisze...

Kiedyś prowadząca nasze zajęcia pani doktor habilitowana powiedziała, że największym problemem ludzi w naszym, współczesnym społeczeństwie, jest indywidualizm. Współczesny człowiek bardziej ceni sobie własną niezależność, niż rodzinę czy szerzej - wspólnotę. Swego czasu na jednym portalu internetowym czytałam też wywiad z młodą Kongijką, która przyjechała studiować do Polski. Ona opisywała swoje wielkie zdumienie, jakiego doznała, gdy w Polsce zobaczyła ten brak szacunku do starszych osób i to, że w Polsce istnieją domy pomocy społecznej. Zresztą, jeszcze przed wojną było to nie do pomyślenia - starsi ludzie mieszkali wraz z całą rodziną i zawsze był ktoś, kto mógł im pomóc, a oni dzielili się doświadczeniem z resztą rodu.
Dlaczego o tym piszę - bo widzę, że im dalej w las, tym więcej drzew. Nasze społeczeństwo się starzeje, a młodzi ludzie wyjeżdżają. Dzieci też rodzi się wcale nie tak dużo. Ten problem, o którym piszesz, będzie narastał.
Pozdrawiam :)

Unknown pisze...

Macie, Kochane rację - smutny temat, ale ważny i dlatego poruszyłam go tutaj. Mam wiele przemyśleń na ten temat, niezbyt pozytywnych, ale nie chciałam nikogo oceniać... Choć bardzo trudno mi zrozumieć ludzi, którzy odwracają się od swych najbliższych i nie czują zobowiązania, by zaopiekować się nimi na stare lata... Nie przemawia do mnie żaden argument, tłumaczący takie zachowanie ;(

Prześlij komentarz

Uciekająca młodość

Marzec. W powietrzu czuć nadchodzącą wiosnę. Przyroda i niejeden z nas budzi się do życia. Ja również ostatnio czuję ogromne pokłady energii i pewnej radości. Codzienność mi ją dostarcza :)

Lecz jest coś, co zakłóca ten stan. Nie dotyczy mnie, ale sytuacji, które spotykają mnie w pracy.  I bynajmniej nie o szefa chodzi ;)

Charakter pracy sprawia, że na co dzień potykam się z osobami starszymi. Często są schorowani. Samotni.
I ta samotność jest właśnie ich największą tragedią. 
Pomimo tego, że mają dzieci, oni samotnie walczą z tym, co im los przyniesie. A nie jest tego mało. Brak pieniędzy, nieraz na chleb, bark sił, by sprostać codziennym obowiązkom, choroba obezwładniająca ciało i umysł, bezwzględna cisza, bo nie ma się do kogo odezwać i z kim porozmawiać. Są skazani na pomoc innych, obcych ludzi bądź instytucji do tego powołanych.
Lecz o pomoc nie jest tak łatwo prosić. Wręcz przeciwnie. Przed szukaniem wsparcia wzbrania lęk, wstyd, świadomość "że sobie nie radzę"...

A ja rozmawiając z tymi osobami, zadaję sobie cicho pytanie. Gdzie są bliscy, dzieci? Może wyjechali gdzieś zagranicę, a może mieszkają tuż obok. Właśnie. Są a jakby ich nie było.
Żyją własnym życiem. Nie pamiętają, a raczej nie chcą pamiętać, że ta schorowana osoba, to ich matka, ojciec...
Widzą tylko pomarszczoną twarz, niedołężne ciało; słyszą irytujący głos, poplątaną przez chorobę mowę...
Z takim kimś nie chcą mieć już nic do czynienia. Nieistotne, że ta staruszka, była kiedyś ich jedyną ostoją w życiu, a ten staruszek jedynym autorytetem. To było dawno. Za niepamiętnych czasów.
Kim jest teraz? Zbędnym przedmiotem. Do odstawki. Brutalne słowa? Nie. Po prostu prawdziwe.  

Nie chcę wnikać i poznawać przyczyn, dla których bliscy tak postępują. Nie chcę, bo to nie moja rola. 
Cieszę się, że mogę opiekować się takimi ludźmi, że mogę ich wysłuchać, pomóc w codziennych sprawach. To już nawet nie moja praca a potrzeba serca.
W zamian dostaję od nich o wiele więcej. Coś, czego nie da się za nic w świecie przecenić...

Szkoda, że to nie ci najbliżsi są świadkami tych cudownych przemian. Szkoda, że zapominają, że młodość nie jest wiecznością. Oby się nią nigdy nie rozczarowali.

5 komentarzy:

  1. Czasem skupieni na tym co dookoła i pod ręką zapominamy o tych najbilższych, do których czasem nam tak bardzo nie po drodze... Którzy na początku nas wołają ale z czasem przestają. Smutne. Bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dotto smutny temat, ale bardzo ważny. Samotność to jest coś strasznego. Nie wiem co się dzieje z ludźmi w tym dzisiejszym świecie. Dopóki jest się młodym, czyt. dzieckiem, to rodzice są nam niezbędni, potem dojrzewamy, zakładamy rodziny i coś się dzieje...to nie tak. Okropne to jest, tylko ja zawsze w takich sytuacjach sobie myślę, że tak dzieci poniewierają rodziców, ale kiedyś ta karta się odwróci i same dzieci tak samo będą poniewierane. A znam taki przypadek!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten temat który poruszyłaś jest naprawdę smutny i szkoda, że ludzie są tacy obojętni i niewrażliwy na czyjeś cierpienie... SAMOTNOŚĆ JEST PRZERAŻAJĄCA.. TACY LUDZIE POTRZEBUJĄ POMOCY I DOBRZE ŻE MAJĄ TAKĄ OSOBĘ JAK TY KTÓRA IM POMAGA,,:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś prowadząca nasze zajęcia pani doktor habilitowana powiedziała, że największym problemem ludzi w naszym, współczesnym społeczeństwie, jest indywidualizm. Współczesny człowiek bardziej ceni sobie własną niezależność, niż rodzinę czy szerzej - wspólnotę. Swego czasu na jednym portalu internetowym czytałam też wywiad z młodą Kongijką, która przyjechała studiować do Polski. Ona opisywała swoje wielkie zdumienie, jakiego doznała, gdy w Polsce zobaczyła ten brak szacunku do starszych osób i to, że w Polsce istnieją domy pomocy społecznej. Zresztą, jeszcze przed wojną było to nie do pomyślenia - starsi ludzie mieszkali wraz z całą rodziną i zawsze był ktoś, kto mógł im pomóc, a oni dzielili się doświadczeniem z resztą rodu.
    Dlaczego o tym piszę - bo widzę, że im dalej w las, tym więcej drzew. Nasze społeczeństwo się starzeje, a młodzi ludzie wyjeżdżają. Dzieci też rodzi się wcale nie tak dużo. Ten problem, o którym piszesz, będzie narastał.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Macie, Kochane rację - smutny temat, ale ważny i dlatego poruszyłam go tutaj. Mam wiele przemyśleń na ten temat, niezbyt pozytywnych, ale nie chciałam nikogo oceniać... Choć bardzo trudno mi zrozumieć ludzi, którzy odwracają się od swych najbliższych i nie czują zobowiązania, by zaopiekować się nimi na stare lata... Nie przemawia do mnie żaden argument, tłumaczący takie zachowanie ;(

    OdpowiedzUsuń