23 lutego 2016

Być bratem!

Kilka miesięcy temu w naszej rodzinie miała miejsce nietypowa uroczystość. Nietypowa, nie znaczy, że niespotykana, ale że taka na swój sposób oryginalna. Były to wspólne urodziny moich synków. Tak się złożyło, że przyszli na świat tego samego dnia i miesiąca. A dzieli ich dokładnie 3 lata.
Starszy obchodził swoje czwarte urodziny, a ten młodszy swoje pierwsze.
Tak patrząc na tą dwójkę roześmianych dzieciaczków uświadomiłam sobie, że płynie w nich ta sama krew, że tak wiele ich łączy i że z chwilą narodzin ich życie niejako połączone zostało braterską nicią.

Pamiętam swoje rozterki, jak to będzie, gdy w rodzinie pojawi się drugi szkrab, a pierworodny będzie miał rodzeństwo. Oczywiście już będąc w ciąży przygotowywaliśmy starszego synka na przyjście braciszka na świat. Na swój dziecięcy sposób przyswajał sobie, jak to będzie i jaką rolę odegra jako starszy brat.

Początki były różne. I różnie jest dzisiaj. Ale ja jestem pełna podziwu dla starszaka, który bez problemu odnalazł się w nowej sytuacji. Przecież nie łatwo być starszym bratem, w dodatku jak ma się tak mało lat.

Być starszym bratem oznacza wiele, już nie jestem sam, ale jest ktoś. Ten drugi. Ten ktoś zabiera mi uwagę mamy i taty, ten ktoś zabiera mi to, co wcześniej tylko do mnie należało. Muszę nauczyć się dzielić, a to nie takie łatwe. Ten ktoś tak mało jeszcze potrafi, a jeszcze mniej rozumie. Ja go nie rozumiem wcale, ale staram się jak mogę.

Ale tak naprawdę nie straciłem nic, za to zyskałem wiele. Przede wszystkim zyskałem kompana do zabawy, już nie muszę zadręczać rodziców, by się ze mną pobawili, choć nie ukrywam, że zabawa z nimi to o wiele lepsza frajda, niż z tym małym nic nierozumiejącym bratem. Ale wiem, że to się kiedyś zmieni. Już i tak jest lepiej, niż kilka miesięcy temu.

Muszę przyznać, że ten mój młodszy brat uczy mnie wiele. Umiem dzielić się zabawkami, jestem bardziej cierpliwy, a co najfajniejsze on jest wpatrzony we mnie, jak w obrazek. Jestem dla niego takim idolem. Mama mówi, że on uczy się ode mnie i to chyba prawda, bo naśladuje mnie we wszystkim.
Choć jest taki nierozgarnięty i nie potrafi jeszcze mówić, to doskonale czuje się w moim towarzystwie, tęskni za mną, jak jestem w przedszkolu. Pomimo znacznej różnicy wieku trzymamy się razem. Śmiejemy się z tego samego, kłócimy się o to samo i tak samo kochamy swoich rodziców.

Tak naprawdę dobrze mieć rodzeństwo. A najfajniej mieć brata. To taka cząstka mnie samego. Myślę, że w przyszłości zawsze będziemy mogli na siebie liczyć, bez względu na to, co się wydarzy i kto stanie na naszej drodze.
Jesteśmy dla siebie ważni. Nie istotne są kłótnie i różnice zdań. Nie istotne, że on, choć tak bardzo do mnie podobny jest jednak całkiem różny. Jest po prostu inny niż ja, ale płynie w nas ta sama krew.
Najważniejsze, że oprócz rodziców mamy siebie. Na dobre i na złe.
Nikt nie zrozumie mnie tak, jak właśnie on. Łączy nas przecież ta tajemnicza nić, te same doświadczenia wynikające ze wzrastania w tej samej rodzinie. To może nic, a może tak bardzo wiele.

Jako mama cieszę się, że moje dzieci mają siebie nawzajem. I choć nierzadko dochodzi do małych kłótni i bójek, to wiem, że i tak bardzo się lubią a wręcz przepadają za sobą. Uczą się od siebie bardzo wiele, ale myślę, że przede wszystkim miłości.

4 komentarze:

Patrycja Prin pisze...

Ta sama data? Niesamowite!:)

Unknown pisze...

Tak, urodzeni 24 listopada w odstępie trzech lat :) Ja sama w to nie wierzę :)

Jola z Caviarni pisze...

Ciekawy zbieg okoliczności. Między moimi córkami jest 9 lat różnicy i chociaż nie urodziły się tego samego dnia roku, to obie przyszły na świat 10 dni po terminie, obie w środę i obie o tej samej godzinie. Są do siebie bardzo, bardzo podobne. Tak spełniło się moje marzenie o bliźniaczkach ;)

Unknown pisze...

Jolu, to w narodzinach Twoich córek również jest jakaś magia ;) Moi chłopcy również są do siebie bardzo podobni :) Pozdrawiam :)

Prześlij komentarz

Być bratem!

Kilka miesięcy temu w naszej rodzinie miała miejsce nietypowa uroczystość. Nietypowa, nie znaczy, że niespotykana, ale że taka na swój sposób oryginalna. Były to wspólne urodziny moich synków. Tak się złożyło, że przyszli na świat tego samego dnia i miesiąca. A dzieli ich dokładnie 3 lata.
Starszy obchodził swoje czwarte urodziny, a ten młodszy swoje pierwsze.
Tak patrząc na tą dwójkę roześmianych dzieciaczków uświadomiłam sobie, że płynie w nich ta sama krew, że tak wiele ich łączy i że z chwilą narodzin ich życie niejako połączone zostało braterską nicią.

Pamiętam swoje rozterki, jak to będzie, gdy w rodzinie pojawi się drugi szkrab, a pierworodny będzie miał rodzeństwo. Oczywiście już będąc w ciąży przygotowywaliśmy starszego synka na przyjście braciszka na świat. Na swój dziecięcy sposób przyswajał sobie, jak to będzie i jaką rolę odegra jako starszy brat.

Początki były różne. I różnie jest dzisiaj. Ale ja jestem pełna podziwu dla starszaka, który bez problemu odnalazł się w nowej sytuacji. Przecież nie łatwo być starszym bratem, w dodatku jak ma się tak mało lat.

Być starszym bratem oznacza wiele, już nie jestem sam, ale jest ktoś. Ten drugi. Ten ktoś zabiera mi uwagę mamy i taty, ten ktoś zabiera mi to, co wcześniej tylko do mnie należało. Muszę nauczyć się dzielić, a to nie takie łatwe. Ten ktoś tak mało jeszcze potrafi, a jeszcze mniej rozumie. Ja go nie rozumiem wcale, ale staram się jak mogę.

Ale tak naprawdę nie straciłem nic, za to zyskałem wiele. Przede wszystkim zyskałem kompana do zabawy, już nie muszę zadręczać rodziców, by się ze mną pobawili, choć nie ukrywam, że zabawa z nimi to o wiele lepsza frajda, niż z tym małym nic nierozumiejącym bratem. Ale wiem, że to się kiedyś zmieni. Już i tak jest lepiej, niż kilka miesięcy temu.

Muszę przyznać, że ten mój młodszy brat uczy mnie wiele. Umiem dzielić się zabawkami, jestem bardziej cierpliwy, a co najfajniejsze on jest wpatrzony we mnie, jak w obrazek. Jestem dla niego takim idolem. Mama mówi, że on uczy się ode mnie i to chyba prawda, bo naśladuje mnie we wszystkim.
Choć jest taki nierozgarnięty i nie potrafi jeszcze mówić, to doskonale czuje się w moim towarzystwie, tęskni za mną, jak jestem w przedszkolu. Pomimo znacznej różnicy wieku trzymamy się razem. Śmiejemy się z tego samego, kłócimy się o to samo i tak samo kochamy swoich rodziców.

Tak naprawdę dobrze mieć rodzeństwo. A najfajniej mieć brata. To taka cząstka mnie samego. Myślę, że w przyszłości zawsze będziemy mogli na siebie liczyć, bez względu na to, co się wydarzy i kto stanie na naszej drodze.
Jesteśmy dla siebie ważni. Nie istotne są kłótnie i różnice zdań. Nie istotne, że on, choć tak bardzo do mnie podobny jest jednak całkiem różny. Jest po prostu inny niż ja, ale płynie w nas ta sama krew.
Najważniejsze, że oprócz rodziców mamy siebie. Na dobre i na złe.
Nikt nie zrozumie mnie tak, jak właśnie on. Łączy nas przecież ta tajemnicza nić, te same doświadczenia wynikające ze wzrastania w tej samej rodzinie. To może nic, a może tak bardzo wiele.

Jako mama cieszę się, że moje dzieci mają siebie nawzajem. I choć nierzadko dochodzi do małych kłótni i bójek, to wiem, że i tak bardzo się lubią a wręcz przepadają za sobą. Uczą się od siebie bardzo wiele, ale myślę, że przede wszystkim miłości.

4 komentarze:

  1. Ta sama data? Niesamowite!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, urodzeni 24 listopada w odstępie trzech lat :) Ja sama w to nie wierzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy zbieg okoliczności. Między moimi córkami jest 9 lat różnicy i chociaż nie urodziły się tego samego dnia roku, to obie przyszły na świat 10 dni po terminie, obie w środę i obie o tej samej godzinie. Są do siebie bardzo, bardzo podobne. Tak spełniło się moje marzenie o bliźniaczkach ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jolu, to w narodzinach Twoich córek również jest jakaś magia ;) Moi chłopcy również są do siebie bardzo podobni :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń