16 maja 2016

Emocja. Ta negatywna...

Złość. Taka negatywna emocja, a mnie niestety w ostatnim czasie często towarzyszy. 
Złoszczę się często i sama nie wiem do końca, z czego ta częstotliwość wynika. Czy w moim życiu pojawiły się sytuacje, rzeczy, które mnie po prostu powiedzmy wprost - wkurzają, czy być może dopada mnie syndrom, którego imię "zmęczenie materiału"?

Mam wrażenie, że kiedyś (!) byłam bardziej spokojną osobą, a może było tak, że skrywałam przed całym światem prawdziwe uczucia, przede wszystkim te negatywne. 
Bo tak łatwiej było, tak bardziej właściwie, przecież ranić innych nie można. Ciągła gra. Uśmiech na twarzy, choć w sercu burza. I czysta złość. Na niespodziewane sytuacje, na ludzi, którzy zawiedli, nie dotrzymali słowa, a być może zranili.  

Człowiek nie istnieje bez emocji. Oczywistym jest, że dobre emocje jak np. radość są tolerowane bez oporu, pożądane przez innych i przez nas samych. Gorzej, gdy targają nami te złe, jak ta właśnie złość, która chyba każdego dotyczy. Ona już taka pożądana nie jest, lepiej się z nią nie obnosić, lepiej ją ukryć gdzieś tam na dnie swojej duszy. Tylko nie wiem, czy tak jest dobrze. 

Nie możemy zaprzeczyć, że oprócz tych wzniosłych emocji doświadczamy i tych złych. Jesteśmy tylko ludźmi. 
Ja na pewno jestem tylko człowiekiem i do złości się przyznaję, bo jest nieodłączną częścią mnie samej. 
Choćbym nie wiem jak walczyła, nie wygram z nią. Mogę tylko starać się jak najrzadziej ją okazywać, a przede wszystkim w odpowiedni sposób ją rozładowywać. Bo tłumić się jej nie powinno. Tego nauczyło mnie życie. A że przynosi potem ogromne wyrzuty sumienia, to już inna historia...

Zawsze znajdzie się sytuacja, która wyzwoli moją złość. Wiele rzeczy mnie wkurza i nic na to nie poradzę. A najbardziej złości mnie to, że się wkurzam, czasami niepotrzebnie. 
Wiem, że wystarczyłoby policzyć do dziesięciu, zrobić kilka głębszych oddechów i może po złości nie byłoby śladu. 
Czasami mi się to udaje, ale teoria jest o wiele trudniejsza od praktyki. Bo są dni, kiedy nic nie jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi, a są i takie, kiedy nawet jedno negatywne słowo doprowadza mnie do szału, którego nie da się tak łatwo zatrzymać. Potem wyrzuty sumienia, że znowu się nie udało zdusić w zarodku. Tej negatywnej. Emocji. Takie błędne koło. 

Co dzień walczę. Sama ze sobą i ze swoją złością.
Nie udaję, że jej nie ma. Bo jest i bez niej ja bym nie istniała.
Lepsza ta złość niż obojętność. To wiem na pewno.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Emocja. Ta negatywna...

Złość. Taka negatywna emocja, a mnie niestety w ostatnim czasie często towarzyszy. 
Złoszczę się często i sama nie wiem do końca, z czego ta częstotliwość wynika. Czy w moim życiu pojawiły się sytuacje, rzeczy, które mnie po prostu powiedzmy wprost - wkurzają, czy być może dopada mnie syndrom, którego imię "zmęczenie materiału"?

Mam wrażenie, że kiedyś (!) byłam bardziej spokojną osobą, a może było tak, że skrywałam przed całym światem prawdziwe uczucia, przede wszystkim te negatywne. 
Bo tak łatwiej było, tak bardziej właściwie, przecież ranić innych nie można. Ciągła gra. Uśmiech na twarzy, choć w sercu burza. I czysta złość. Na niespodziewane sytuacje, na ludzi, którzy zawiedli, nie dotrzymali słowa, a być może zranili.  

Człowiek nie istnieje bez emocji. Oczywistym jest, że dobre emocje jak np. radość są tolerowane bez oporu, pożądane przez innych i przez nas samych. Gorzej, gdy targają nami te złe, jak ta właśnie złość, która chyba każdego dotyczy. Ona już taka pożądana nie jest, lepiej się z nią nie obnosić, lepiej ją ukryć gdzieś tam na dnie swojej duszy. Tylko nie wiem, czy tak jest dobrze. 

Nie możemy zaprzeczyć, że oprócz tych wzniosłych emocji doświadczamy i tych złych. Jesteśmy tylko ludźmi. 
Ja na pewno jestem tylko człowiekiem i do złości się przyznaję, bo jest nieodłączną częścią mnie samej. 
Choćbym nie wiem jak walczyła, nie wygram z nią. Mogę tylko starać się jak najrzadziej ją okazywać, a przede wszystkim w odpowiedni sposób ją rozładowywać. Bo tłumić się jej nie powinno. Tego nauczyło mnie życie. A że przynosi potem ogromne wyrzuty sumienia, to już inna historia...

Zawsze znajdzie się sytuacja, która wyzwoli moją złość. Wiele rzeczy mnie wkurza i nic na to nie poradzę. A najbardziej złości mnie to, że się wkurzam, czasami niepotrzebnie. 
Wiem, że wystarczyłoby policzyć do dziesięciu, zrobić kilka głębszych oddechów i może po złości nie byłoby śladu. 
Czasami mi się to udaje, ale teoria jest o wiele trudniejsza od praktyki. Bo są dni, kiedy nic nie jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi, a są i takie, kiedy nawet jedno negatywne słowo doprowadza mnie do szału, którego nie da się tak łatwo zatrzymać. Potem wyrzuty sumienia, że znowu się nie udało zdusić w zarodku. Tej negatywnej. Emocji. Takie błędne koło. 

Co dzień walczę. Sama ze sobą i ze swoją złością.
Nie udaję, że jej nie ma. Bo jest i bez niej ja bym nie istniała.
Lepsza ta złość niż obojętność. To wiem na pewno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz