Patrzę w kalendarz, a tu już kwiecień. Zerkając za okno i przemierzając drogę w zaspach śniegu, aż trudno uwierzyć, że mamy wiosnę. Gdzieś się chyba zagubiła i nie chce do nas zawitać. No cóż, może nie można jej winić, bo kuzynka zima chce nadrobić swoje pogodowe zaległości, a ona nie chce wchodzić jej w paradę :)
Święta Wielkiej Nocy również za nami. Mnie przebiegły w pięknej atmosferze i wyciszeniu. Dzięki pomocy znalazłam więcej czasu na taką osobistą refleksję i chwile samotności. Ciemna noc, cichy owiany półmrokiem kościół, śpiew... takie chwile pomagają się zatracić i jednocześnie powrócić do równowagi, nie tylko duchowej. A chóralny śpiew? Zniewala. To znaczy zniewala mnie, innych nie znających tematu może irytować i śmieszyć.
Jako dawna chórzystka nie mogłam się nasłuchać. Powróciły wspomnienia, kiedy to samemu stało się i śpiewało na 4 głosy. Taka forma śpiewu ma specyficzny wydźwięk i potrafi w tajemniczy i zaskakujący sposób trafiać do odbiorcy. Mnie zawsze z przejęcia drży "coś" ukrytego gdzieś w sercu. Zawsze ogarnia wzruszenie. Nigdy nie mam dosyć takiej muzyki... ;)
Teraz jestem już na innym etapie i jak na razie, to zaśpiewuję się w dziecięcych piosenkach. One również mają specyficzny klimat. Taki radosny, bezpretensjonalny.
Muzyka, śpiew dodają życiu barw i energii. Człowiek staje się radośniejszy dzięki obcowaniu z tą formą sztuki
Tęsknię za tamtym życiem ze śpiewem w tle... Może kiedyś do niego powrócę?
Bo jak rzekł Coroner:
"Można odejść od swoich bliskich, zaakceptować koniec istnienia, można pożegnać się z życiem, ale najciężej jest pożegnać się z muzyką".
Muzyka muzyce nierówna. Ale coś w tym jest - w wieku 8 lat zostałam oczarowana poezją śpiewaną... I dalej jestem. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń