Kobieta decydująca się na dziecko nie ma łatwo. Oczywiście kobieta pracująca, lub chcąca pracować zawodowo.
Decydując się na drugie dziecko wiedziałam, że powrót do pracy, właściwie powrót na rynek pracy będzie bardzo trudny.
Jakoś tak mam ciągle pod górkę i nie widzę, by ta góra się kiedykolwiek skończyła.
Decydując się na drugie dziecko wiedziałam, że powrót do pracy, właściwie powrót na rynek pracy będzie bardzo trudny.
Jakoś tak mam ciągle pod górkę i nie widzę, by ta góra się kiedykolwiek skończyła.
Niestety powrót do poprzedniej pracy został zamknięty, więc na nowo muszę podejmować trud znalezienia nowej.
Ostatnie kilka miesięcy to pasmo ciągłych chwilowych radości i nadziei, po których następuje mocne uderzenie porażki, a co za tym idzie spadku wiary w siebie i w swoje możliwości.
Dwa razy zdarzyło się, że praca była już na wyciągnięcie ręki. Pierwszej nie podjęłam w momencie, gdy doszłam do etapu badań lekarskich. Cóż, lekarz medycyny pracy ma swoje racje i jeśli stanowczo odradza daną pracę i widzi przeciwwskazania do jej podjęcia, to nie ma się co spierać. Wszak zdrowie ważniejsze.
Druga jakoś tak za szybko przyszła i jak się okazało szybko się zakończyła. Tyle krętactw, kłamstw i manipulacji ze strony szefowej to nie doświadczyłam nigdy i nigdzie. I to w niespełna 3 tygodnie. Tyle nerwów i stresu nie życzę nikomu.
Potem tylko rozmowy kwalifikacyjne. Jak dla mnie najgorsza rzecz. Nigdy nie czułam się na nich pewnie i zapewne nigdy się tak nie poczuję. Ta ciągła ocena, pytania, które często z samą pracą mają nie wiele wspólnego. Zawsze, gdy pada pytanie o moją ostatnią przerwę (urlop macierzyński), to już na starcie czuję się na przegranej pozycji.
Bo, gdy ma się dwójkę małych dzieci, to czy można być dobrym, niezawodnym pracownikiem? Myślę, że tak, ale wątpię, by pracodawcy myśleli podobnie.
Sama z resztą przyznaję, że tak naprawdę, nie wiem, co decyduje o tym, że ktoś "wygrywa" i z rzeszy kandydatów, to właśnie on jest tym szczęśliwcem i dostaje pracę.
Często mam wrażenie, że rozmowy kwalifikacyjne to przede wszystkim swoisty casting na to, kto jest "fajniejszy", ładniejszy (niestety!), bardziej wygadany i kto ma więcej talentów.
A czy doświadczenie, wykształcenie ma jeszcze jakąś wartość? Myślę, że nie.
Najważniejsze, by najlepiej się sprzedać, oczarować potencjalnego pracodawcę i oczywiście nie mieć żadnych zobowiązań. Żyć jak wolny ptak, poświęcając się tylko pracy i nawet nie myśleć o rodzinie.
Po każdej przegranej rozmowie zastanawiam się, co znowu poszło nie tak. Źle się ubrałam, nie taki makijaż? A może źle odpowiadałam na pytania? A może błędem jest to, że mam rodzinę i małe dzieci? Może za małe doświadczenie? A może za stara po prostu jestem? Za brzydka? Może jednak o wykształcenie chodzi? Za mało różnorakich studiów, kursów - przecież to świadczy, że się nie rozwijam i nie inwestuję w siebie, prawda?
Nie wiem, gdzie leży prawda i jakimi tak naprawdę wytycznymi kieruje się pracodawca.
Zazdroszczę szczęśliwcom, którym po prostu szybko i bezboleśnie udaje się znaleźć wartościową pracę.
Ja z każdą kolejną rozmową, lub brakiem jakiejkolwiek odpowiedzi na złożone CV - czuję się coraz bardziej zniechęcona, poddana i bez nadziei, że kiedykolwiek mi się uda. Przecież zawsze znajdzie się ktoś lepszy.
Dobrze wiem, że im dłużej się szuka, tym jest coraz trudniej.