2 czerwca 2013

Dziecko nauczycielem życia

Bardzo lubię czerwiec. Między innymi za szczególne dni, jakie nam przynosi. 1 czerwiec -  duże święto małych istot. Dzień Dziecka.

Jeszcze całkiem niedawno (!) sama z niecierpliwością oczekiwałam, kiedy on nadejdzie. Nie liczyłam na prezenty, bardziej na sam fakt istnienia tego dnia... W tym dniu czułam się kimś ważnym, ważnym, bo mówiono o nas, zwracano na nas uwagę. Była w tym jakaś magia... Sama nie mogę wyrazić jaka...

Dziś ten dzień ma dla mnie zupełnie inne znaczenie. Nie jest być może jakimś "wyjątkowym dniem", bo uważam, że dzień dziecka jest i powinien być codziennie, ale gdy zewsząd mówi się o dzieciach, ja zmęczona tulę w ramionach mojego synka, patrzę na jego pogrążoną w spokojnym śnie twarzyczkę i popadam w zamyślenie...

Widzę doskonałą istotę. Piękne oczka, mały zadarty nosek, piękne skrojone delikatne usta, pulchne rączki, drobne stópki... Wszystko w idealnych proporcjach, nie naznaczone upływającym czasem. Samo patrzenie na śpiące dziecko napawna ogromnym spokojem i radością. Radością z jego istnienia. Taki mały cud!

Codzienność choć trudna i wymagająca przynosi wiele ukojenia dla skołatanych nerwów i dodaje nowych sił do dalszej wytężonej pracy. Wystarczy chwila spędzona z dzieckiem. Wystarczy popatrzeć na jego zabawę, fascynację wszystkim, co je otacza.
Ja tak patrzę i podziwiam. Podziwiam i uczę się wielu rzeczy na nowo.

Wczesny ranek. Ja zmęczona snem, obok spokojnie leżący mały brzdąc, roześmiany, małymi rączkami badający moją twarz. I ten słodki dziecięcy uśmiech. O źle przespanej nocy już nie pamiętam. Senność mija jak ręką odjął, zarażam się uśmiechem i z nim rozpoczynam nowy dzień.

Tulasek i buziak na pożegnanie. Balsam dla mojej duszy. I wiem, że pokonam wszelkie trudności w pracy, godziny tam spędzone przeminą błyskawicznie. Zmęczona wracam do domu, troski tłuczą się po głowie... To wszytko mija, jak przekraczam próg domu. W moja stronę biegnie roześmiany synek i wola "mama". Wszystko co było w pracy odchodzi w zapomnienie, teraz jest tylko tu i teraz. Nauczyłam się, by nie przejmować się drobnymi problemami, porażkami, nieudanymi poczynaniami. To i tak nieistotne. Praca? Sukces? Owszem ważne, ale mało. Najważniejsza jest rodzina. To tutaj w domu, przy dziecku wiem kim jestem, jaką wartość posiadam, nikt nie ocenia mnie w perspektywie tego, co zrobiłam, co osiągnęłam, a czego nie...

Późny wieczór. Ja padnięta marzę o ciszy i chwili dla siebie. W ręce trzymam książkę, a na kolana wdrapuje się synek. Wtula się w moją pierś, uspokaja i po pewnym czasie zasypia. Uwielbiam ten słodki ciężar i ten wieczorny rytuał. 
Przyznam szczerze, że chciałabym zatrzymać ten biegnący czas. By te chwile nigdy się nie skończyły a synek nigdy nie dorósł... ;)

Mój synek uczy mnie codziennie tego, że warto walczyć o swoje marzenia i że nie wolno się nigdy poddawać. Zupełnie tak jak on, kiedy próbuje zbudować wysoką wieżę czy też wdrapać się na krzesło...
Uczy mnie zachwytu nad zwykłymi sprawami, jak klaskanie w dłonie, podskakiwanie do wesołej muzyki, czy zrywanie kwiatów. 

Przede wszystkim uczy cierpliwości i pokory.
A to tylko nieliczny repertuar umiejętności, które nabyłam lub w sobie pogłębiłam :)

Jestem przekonana, że każdy następny dzień z jego śmiechem i płaczem w tle nauczy mnie o wiele więcej niż zdołam ogarnąć... 
Wiem też, że przede mną wiele wytężonej pracy i wysiłu w wychowanie dobrego i szczęśliwego człowieka.
I wiem, że żadne podręczniki i warsztaty typu "Jak wychować szczęśliwe dziecko" itp., nie nauczą mnie tego, jak ukształtować człowieka, który z ufnością i miłością do ludzi pójdzie w świat, bo są tylko suchą teorią, która w zderzeniu z rzeczywistością okazuje się totalnym fiaskiem...

Wychowanie to tajemniczy i żmudny proces. Nie da się go opisać i zamknąć w 200 stronicowej książce bądź też w kulku godzinnych warsztatach...

Czy  to wszytko ogarnę? Dam radę? Nie wiem. Mam nadzieję, że tak :) Jednego jestem pewna, że odkąd jestem mamą to stać mnie na rzeczy niemożliwe :) 

Dziecko to wielki dar. Jego śmiech jest ukojeniem dla uszu i radością dla serca.
Oby każdy dzień, nie tylko ten czerwcowy Dzień Dziecka był wyjątkowym dniem dla wszystkich dzieci. I dla nas dorosłych też :)

Dziecko nauczycielem życia

Bardzo lubię czerwiec. Między innymi za szczególne dni, jakie nam przynosi. 1 czerwiec -  duże święto małych istot. Dzień Dziecka.

Jeszcze całkiem niedawno (!) sama z niecierpliwością oczekiwałam, kiedy on nadejdzie. Nie liczyłam na prezenty, bardziej na sam fakt istnienia tego dnia... W tym dniu czułam się kimś ważnym, ważnym, bo mówiono o nas, zwracano na nas uwagę. Była w tym jakaś magia... Sama nie mogę wyrazić jaka...

Dziś ten dzień ma dla mnie zupełnie inne znaczenie. Nie jest być może jakimś "wyjątkowym dniem", bo uważam, że dzień dziecka jest i powinien być codziennie, ale gdy zewsząd mówi się o dzieciach, ja zmęczona tulę w ramionach mojego synka, patrzę na jego pogrążoną w spokojnym śnie twarzyczkę i popadam w zamyślenie...

Widzę doskonałą istotę. Piękne oczka, mały zadarty nosek, piękne skrojone delikatne usta, pulchne rączki, drobne stópki... Wszystko w idealnych proporcjach, nie naznaczone upływającym czasem. Samo patrzenie na śpiące dziecko napawna ogromnym spokojem i radością. Radością z jego istnienia. Taki mały cud!

Codzienność choć trudna i wymagająca przynosi wiele ukojenia dla skołatanych nerwów i dodaje nowych sił do dalszej wytężonej pracy. Wystarczy chwila spędzona z dzieckiem. Wystarczy popatrzeć na jego zabawę, fascynację wszystkim, co je otacza.
Ja tak patrzę i podziwiam. Podziwiam i uczę się wielu rzeczy na nowo.

Wczesny ranek. Ja zmęczona snem, obok spokojnie leżący mały brzdąc, roześmiany, małymi rączkami badający moją twarz. I ten słodki dziecięcy uśmiech. O źle przespanej nocy już nie pamiętam. Senność mija jak ręką odjął, zarażam się uśmiechem i z nim rozpoczynam nowy dzień.

Tulasek i buziak na pożegnanie. Balsam dla mojej duszy. I wiem, że pokonam wszelkie trudności w pracy, godziny tam spędzone przeminą błyskawicznie. Zmęczona wracam do domu, troski tłuczą się po głowie... To wszytko mija, jak przekraczam próg domu. W moja stronę biegnie roześmiany synek i wola "mama". Wszystko co było w pracy odchodzi w zapomnienie, teraz jest tylko tu i teraz. Nauczyłam się, by nie przejmować się drobnymi problemami, porażkami, nieudanymi poczynaniami. To i tak nieistotne. Praca? Sukces? Owszem ważne, ale mało. Najważniejsza jest rodzina. To tutaj w domu, przy dziecku wiem kim jestem, jaką wartość posiadam, nikt nie ocenia mnie w perspektywie tego, co zrobiłam, co osiągnęłam, a czego nie...

Późny wieczór. Ja padnięta marzę o ciszy i chwili dla siebie. W ręce trzymam książkę, a na kolana wdrapuje się synek. Wtula się w moją pierś, uspokaja i po pewnym czasie zasypia. Uwielbiam ten słodki ciężar i ten wieczorny rytuał. 
Przyznam szczerze, że chciałabym zatrzymać ten biegnący czas. By te chwile nigdy się nie skończyły a synek nigdy nie dorósł... ;)

Mój synek uczy mnie codziennie tego, że warto walczyć o swoje marzenia i że nie wolno się nigdy poddawać. Zupełnie tak jak on, kiedy próbuje zbudować wysoką wieżę czy też wdrapać się na krzesło...
Uczy mnie zachwytu nad zwykłymi sprawami, jak klaskanie w dłonie, podskakiwanie do wesołej muzyki, czy zrywanie kwiatów. 

Przede wszystkim uczy cierpliwości i pokory.
A to tylko nieliczny repertuar umiejętności, które nabyłam lub w sobie pogłębiłam :)

Jestem przekonana, że każdy następny dzień z jego śmiechem i płaczem w tle nauczy mnie o wiele więcej niż zdołam ogarnąć... 
Wiem też, że przede mną wiele wytężonej pracy i wysiłu w wychowanie dobrego i szczęśliwego człowieka.
I wiem, że żadne podręczniki i warsztaty typu "Jak wychować szczęśliwe dziecko" itp., nie nauczą mnie tego, jak ukształtować człowieka, który z ufnością i miłością do ludzi pójdzie w świat, bo są tylko suchą teorią, która w zderzeniu z rzeczywistością okazuje się totalnym fiaskiem...

Wychowanie to tajemniczy i żmudny proces. Nie da się go opisać i zamknąć w 200 stronicowej książce bądź też w kulku godzinnych warsztatach...

Czy  to wszytko ogarnę? Dam radę? Nie wiem. Mam nadzieję, że tak :) Jednego jestem pewna, że odkąd jestem mamą to stać mnie na rzeczy niemożliwe :) 

Dziecko to wielki dar. Jego śmiech jest ukojeniem dla uszu i radością dla serca.
Oby każdy dzień, nie tylko ten czerwcowy Dzień Dziecka był wyjątkowym dniem dla wszystkich dzieci. I dla nas dorosłych też :)