22 marca 2013

Mądra pomoc

Ostatnie tygodnie biegną bardzo szybko i naznaczone są wytężoną pracą. Zmęczenie daje o sobie znać wieczorami, a poranek nie przynosi odpoczynku. Ale to nie istotne, ważne, że to wszystko, co związane z pracą przynosi radość nie tylko mnie, ale przede wszystkim osobom czekającym na pomoc.

Całkiem niedawno nasza Fundacja organizowała  Wielkanocną Zbiórkę Żywności. Z resztą akcja znana  i przeprowadzana jest na terenie całej Polski. Akcja wymagała ogromu przygotowań, zaangażowania... i sił. Niemałe dla mnie wyzwanie.
Było momentami ciężko, ale to mało istotne i nie o tym chcę pisać :)

Patrząc z pewnej perspektywy na to wszystko, myślę, że taka akcja i taka forma pomocy najbiedniejszym jest naprawdę godna uwagi. Kupując konkretny produkt, wiem, że ta rzecz trafi do osoby, której nie stać na zakup czegokolwiek... Wiem, że ta konkretna rzecz być może zaspokoi głód, bądź sprawi, że zbliżające się Święta będą nieco radośniejsze... Jestem pod wrażeniem hojności ludzi, szczególnie tych, co sami niewiele mają...

Kiedyś przed sklepem podszedł do mnie młody chłopak. Cygan. Poprosił mnie o pieniądze na coś do jedzenia. Mówił, że jest głodny. Nie chciałam dawać mu pieniędzy, zaproponowałam, że mu coś kupię. Zgodził się i wszedł ze mną do środka. Powiedziałam, że kupię mu kilka drożdżówek, bo uznałam, że to taka bardziej konkretna rzecz do jedzenia. W tym momencie chłopak się nieco zdenerwował i zaczął wskazywać na ciastka, wręcz się ich domagał Nie zgadzałam się, powiedziałam, że albo drożdżówki, albo nic. Uciekł wkurzony, sypiąc przekleństwami pod moim adresem.... Chyba nie był głodny...

Od tamtego zdarzenia nie daję nikomu, kto mnie prosi na ulicy o jakiś grosze na jedzenie. Nie wierzę. Nie ufam. Mogę tylko zaproponować, że kupić coś do jedzenia lub powiedzieć, gdzie można iść prosić o pomoc. Nie spotykam się, by taki gest był pożądany i mile widziany. Mam wrażenie, że ci wszyscy żebrzący na ulicach to zwykli naciągacze. Wcale nie są głodni, biedni... Może się mylę. Nie wiem.

Wiem na pewno, że warto wesprzeć akcję, która niesie wymierną i widzialną pomoc. Że warto kupić konkretną rzecz, niż dawać pieniądze, bo potem nie wiadomo, co tak naprawdę się z nimi dzieje, czy trafiają do ludzi, którzy pomocy potrzebują, czy znikają w niepowołanych rękach...

Paczki z tej zbiórki trafiły do najbiedniejszych, samotnych i schorowanych. Dostarczając im do ręki te świąteczne paczki, wiem, że na taką pomoc czekali i że jest im ona potrzebna. Bez dwóch zdań. 
Cieszę się, że mogłam w tym dziele uczestniczyć, a najpiękniejszym momentem był uśmiech, niekiedy łzy w oczach i słowa wdzięczności za okazane serce.

13 marca 2013

"Po co to wszystko?"


Odsłona 1

Godzina 14. Siedzimy małą gromadą w loży studenckiej kawiarni. Otacza nas przyjemny aromat palonej kawy. Półmrok wnętrza daje wytchnienie zmęczonym od czytania oczom, a leniwa muzyka nastraja jeszcze bardziej pesymistycznie. Jestem zmęczona, moje towarzyszki również. Dlatego w ciszy popijamy stygnącą mocną kawę, dzięki której mamy nadzieję wykrzesać z siebie jeszcze odrobinę energii i rozjaśnić umysł.
Przerwa dobiega końca, zbieramy się niechętnie i popędzani przez tłum studentów podążamy pod wyznaczoną salę. Przed nami n-ty egzamin. Chyba najtrudniejszy. Kolejność ustalona. Czekając na swoją kolej myślę: "Po co to wszystko? Już jestem tym zmęczona, nie mam sił, mam za to dość". 
Już po. Szczęśliwa, kolejny egzamin zaliczony. Ostatni, przede mną tylko obrona. A to przecież tak naprawdę czysta formalność.

Odsłona 2

Piękny lipcowy dzień. Słońce grzeje i nastraja optymistycznie. Mnie dodaje odwagi. Ubrana elegancko z dyplomem w ręku idę śpiesznie na autobus. W odpowiedzi na wczorajszy telefon jestem gotowa na rozmowę, która być może przyniesie mi wymarzoną pracę.
Wczoraj telefon, dziś już rozmowa. Sympatyczna, rzeczowa. Wydaje się, że wszystko zdąża ku dobremu.
Mija kilka dni. Ponownie dzwoni telefon. Odbierając go nie czuję, że przyniesie mi dobre nowiny. Słyszę pierwsze słowa i już wiem, że przegrałam. Ocierając błąkająca się po policzku łzę, patrzę na dyplom i zadaję sobie to pytanie: "Po co to wszystko było?".

Odsłona 3

Późne lato, ale słońce jeszcze mocno grzeje. Cisza wokół mnie nie daje mi wytchnienia, wręcz męczy. Otulona cieniem starej jabłonki leżę na rozgrzanym kocu i bezmyślnie przewracam kartki jakiejś książki. Nawet nie pamiętam jej tytułu, staram się czytać, ale smutne myśli zagłuszają treść. Jeszce miesiąc temu myślałam, że taka istnieje. Ale to był taki życiowy żart. Teraz wiem, że szczęście dotyka tylko nielicznych, chyba trzeba sobie na nie zasłużyć... albo zapracować?
Zmęczona nudą i złymi myślami idę do domu. Na horyzoncie niebo mieni się lekką czerwienią, a na moim horyzoncie życia ukazały się czarne chmury w postaci nierozwiązanej przeszłości.
Ja nie mogę i nie potrafię jej naprawić. Potrzebny czas i rozwaga pewnych ludzi. A ja znów zadaję sobie to pytanie: "Po co to wszystko mi było?".

Odsłona 4

Gwieździsta noc. Chłód piasku ostudza nasze ciała od upalnego dnia. Przed nami bezkres morza. Szum fal kołysze nas do snu. Mnie się nie chce spać, jeszcze nie teraz. Nie chcę stracić tej chwili.
Dużo musiałam przejść, by dojść do tego miejsca.  Niczego nie żałuję, nawet tych pytań: "Po co to wszystko?".
Siedząc tutaj na cichej plaży i mając o boku kogoś, kogo bardzo się kocha takie pytania są już nie na miejscu. Te wszystkie rozterki i przegrane dni straciły swą ważność.
Zadaje towarzyszowi pytanie: "O czym myślisz?". W odpowiedzi słyszę" "Wiesz o czym". Wiem. I widząc zawadiacki uśmiech uświadamiam sobie, że wszystko od teraz będzie dobrze. A w mojej głowie już nie kołacze się często zadawane pytanie "Po co to wszystko?", tylko odpowiedź: "Właśnie po to...".

Każdy dzień ma przesłanie. Często nie wiemy jakie. Usilnie pytamy: "Po co to wszystko?"
Ja wierzę, że w końcu dostaniemy na nie odpowiedź, a dzięki niej odkryjemy ten ukryty sens każdego dnia. Niekoniecznie dobrego.
I może będziemy musieli poczekać na odpowiedź. Wiem, że warto.

8 marca 2013

Wyjątkowy Kwiat


Dostałam dziś takiego sms-a:
"Ko­bieta ma ty­le siły, że zadzi­wia mężczyzn. Dźwi­ga ciężary lo­su, roz­wiązu­je prob­le­my, jest pełna miłości, ra­dości i mądrości. Uśmie­cha się gdy chce krzyczeć, śpiewa gdy chce się jej płakać, płacze gdy się cie­szy i śmieje gdy się boi. Jej miłość jest niekon­tro­lowa­na. Je­dyna niesłuszna w niej rzecz to to, że często za­pomi­na ile jest war­ta".

Dostałam go nie od mężczyzny, ale właśnie od Kobiety :)
I tak sobie pomyślałam, że tylko tak naprawdę cenić kobietę potrafi tylko druga kobieta. Ok, przesadziłam, są przecie mężczyźni, dla których ta istota z ich ciała (rzekomo) jest dla nich kimś wyjątkowym, pomimo ogromnych różnic pomiędzy nimi.

Mnie Kobieta kojarzy się z kwiatem. Jest obdarzona pięknem, nie tylko zewnętrznym, ale też wewnętrznym. W niej zapisane są takie cechy jak czułość, delikatność, wrażliwość, troska o innych, opiekuńczość...
Delikatna jak płatki róży usycha, gdy się o nią nie troszczy, zamyka się w sobie, kiedy ktoś ja krzywdzi.
Lecz w jej niepozornej kruchości leżą pokłady ogromnej siły. Nikt, tak jak ona nie potrafi walczyć o drugiego człowieka, o dobro dla niego, o sprawiedliwość, nikt też nie potrafi znieść ogromu bólu, niesprawiedliwości, poniżenia...  Cicha kobieta. Wzór prawdziwego człowieczeństwa.

W naszej kulturze Kobieta powoli zaczyna być bardziej doceniana, szkoda, że w innych nie widzą w niej człowieka. Nie wiedzą, ile tracą. Kobieta, to nie ktoś gorszy, słabszy. Jest po prostu inna, tak różna od mężczyzn i w tym właśnie tkwi jej piękno.

Wiele Kobiet mówi, że tak trudno nią być w dzisiejszych czasach. Fakt. Lecz ja nigdy nie żałowałam tego, kim jestem. Cenię swoją kobiecość i wszystkie przymioty ją charakteryzujące. Czuję się dzięki nim bardzo bogatym człowiekiem. Skomplikowanym? Być może. Ale bez tej zawiłości nie byłoby tak ciekawie ;)

Pozdrawiam wszystkie Kobiety. Jesteście wyjątkowe. Pamiętajcie o tym! :)

2 marca 2013

Uciekająca młodość

Marzec. W powietrzu czuć nadchodzącą wiosnę. Przyroda i niejeden z nas budzi się do życia. Ja również ostatnio czuję ogromne pokłady energii i pewnej radości. Codzienność mi ją dostarcza :)

Lecz jest coś, co zakłóca ten stan. Nie dotyczy mnie, ale sytuacji, które spotykają mnie w pracy.  I bynajmniej nie o szefa chodzi ;)

Charakter pracy sprawia, że na co dzień potykam się z osobami starszymi. Często są schorowani. Samotni.
I ta samotność jest właśnie ich największą tragedią. 
Pomimo tego, że mają dzieci, oni samotnie walczą z tym, co im los przyniesie. A nie jest tego mało. Brak pieniędzy, nieraz na chleb, bark sił, by sprostać codziennym obowiązkom, choroba obezwładniająca ciało i umysł, bezwzględna cisza, bo nie ma się do kogo odezwać i z kim porozmawiać. Są skazani na pomoc innych, obcych ludzi bądź instytucji do tego powołanych.
Lecz o pomoc nie jest tak łatwo prosić. Wręcz przeciwnie. Przed szukaniem wsparcia wzbrania lęk, wstyd, świadomość "że sobie nie radzę"...

A ja rozmawiając z tymi osobami, zadaję sobie cicho pytanie. Gdzie są bliscy, dzieci? Może wyjechali gdzieś zagranicę, a może mieszkają tuż obok. Właśnie. Są a jakby ich nie było.
Żyją własnym życiem. Nie pamiętają, a raczej nie chcą pamiętać, że ta schorowana osoba, to ich matka, ojciec...
Widzą tylko pomarszczoną twarz, niedołężne ciało; słyszą irytujący głos, poplątaną przez chorobę mowę...
Z takim kimś nie chcą mieć już nic do czynienia. Nieistotne, że ta staruszka, była kiedyś ich jedyną ostoją w życiu, a ten staruszek jedynym autorytetem. To było dawno. Za niepamiętnych czasów.
Kim jest teraz? Zbędnym przedmiotem. Do odstawki. Brutalne słowa? Nie. Po prostu prawdziwe.  

Nie chcę wnikać i poznawać przyczyn, dla których bliscy tak postępują. Nie chcę, bo to nie moja rola. 
Cieszę się, że mogę opiekować się takimi ludźmi, że mogę ich wysłuchać, pomóc w codziennych sprawach. To już nawet nie moja praca a potrzeba serca.
W zamian dostaję od nich o wiele więcej. Coś, czego nie da się za nic w świecie przecenić...

Szkoda, że to nie ci najbliżsi są świadkami tych cudownych przemian. Szkoda, że zapominają, że młodość nie jest wiecznością. Oby się nią nigdy nie rozczarowali.

Mądra pomoc

Ostatnie tygodnie biegną bardzo szybko i naznaczone są wytężoną pracą. Zmęczenie daje o sobie znać wieczorami, a poranek nie przynosi odpoczynku. Ale to nie istotne, ważne, że to wszystko, co związane z pracą przynosi radość nie tylko mnie, ale przede wszystkim osobom czekającym na pomoc.

Całkiem niedawno nasza Fundacja organizowała  Wielkanocną Zbiórkę Żywności. Z resztą akcja znana  i przeprowadzana jest na terenie całej Polski. Akcja wymagała ogromu przygotowań, zaangażowania... i sił. Niemałe dla mnie wyzwanie.
Było momentami ciężko, ale to mało istotne i nie o tym chcę pisać :)

Patrząc z pewnej perspektywy na to wszystko, myślę, że taka akcja i taka forma pomocy najbiedniejszym jest naprawdę godna uwagi. Kupując konkretny produkt, wiem, że ta rzecz trafi do osoby, której nie stać na zakup czegokolwiek... Wiem, że ta konkretna rzecz być może zaspokoi głód, bądź sprawi, że zbliżające się Święta będą nieco radośniejsze... Jestem pod wrażeniem hojności ludzi, szczególnie tych, co sami niewiele mają...

Kiedyś przed sklepem podszedł do mnie młody chłopak. Cygan. Poprosił mnie o pieniądze na coś do jedzenia. Mówił, że jest głodny. Nie chciałam dawać mu pieniędzy, zaproponowałam, że mu coś kupię. Zgodził się i wszedł ze mną do środka. Powiedziałam, że kupię mu kilka drożdżówek, bo uznałam, że to taka bardziej konkretna rzecz do jedzenia. W tym momencie chłopak się nieco zdenerwował i zaczął wskazywać na ciastka, wręcz się ich domagał Nie zgadzałam się, powiedziałam, że albo drożdżówki, albo nic. Uciekł wkurzony, sypiąc przekleństwami pod moim adresem.... Chyba nie był głodny...

Od tamtego zdarzenia nie daję nikomu, kto mnie prosi na ulicy o jakiś grosze na jedzenie. Nie wierzę. Nie ufam. Mogę tylko zaproponować, że kupić coś do jedzenia lub powiedzieć, gdzie można iść prosić o pomoc. Nie spotykam się, by taki gest był pożądany i mile widziany. Mam wrażenie, że ci wszyscy żebrzący na ulicach to zwykli naciągacze. Wcale nie są głodni, biedni... Może się mylę. Nie wiem.

Wiem na pewno, że warto wesprzeć akcję, która niesie wymierną i widzialną pomoc. Że warto kupić konkretną rzecz, niż dawać pieniądze, bo potem nie wiadomo, co tak naprawdę się z nimi dzieje, czy trafiają do ludzi, którzy pomocy potrzebują, czy znikają w niepowołanych rękach...

Paczki z tej zbiórki trafiły do najbiedniejszych, samotnych i schorowanych. Dostarczając im do ręki te świąteczne paczki, wiem, że na taką pomoc czekali i że jest im ona potrzebna. Bez dwóch zdań. 
Cieszę się, że mogłam w tym dziele uczestniczyć, a najpiękniejszym momentem był uśmiech, niekiedy łzy w oczach i słowa wdzięczności za okazane serce.

"Po co to wszystko?"


Odsłona 1

Godzina 14. Siedzimy małą gromadą w loży studenckiej kawiarni. Otacza nas przyjemny aromat palonej kawy. Półmrok wnętrza daje wytchnienie zmęczonym od czytania oczom, a leniwa muzyka nastraja jeszcze bardziej pesymistycznie. Jestem zmęczona, moje towarzyszki również. Dlatego w ciszy popijamy stygnącą mocną kawę, dzięki której mamy nadzieję wykrzesać z siebie jeszcze odrobinę energii i rozjaśnić umysł.
Przerwa dobiega końca, zbieramy się niechętnie i popędzani przez tłum studentów podążamy pod wyznaczoną salę. Przed nami n-ty egzamin. Chyba najtrudniejszy. Kolejność ustalona. Czekając na swoją kolej myślę: "Po co to wszystko? Już jestem tym zmęczona, nie mam sił, mam za to dość". 
Już po. Szczęśliwa, kolejny egzamin zaliczony. Ostatni, przede mną tylko obrona. A to przecież tak naprawdę czysta formalność.

Odsłona 2

Piękny lipcowy dzień. Słońce grzeje i nastraja optymistycznie. Mnie dodaje odwagi. Ubrana elegancko z dyplomem w ręku idę śpiesznie na autobus. W odpowiedzi na wczorajszy telefon jestem gotowa na rozmowę, która być może przyniesie mi wymarzoną pracę.
Wczoraj telefon, dziś już rozmowa. Sympatyczna, rzeczowa. Wydaje się, że wszystko zdąża ku dobremu.
Mija kilka dni. Ponownie dzwoni telefon. Odbierając go nie czuję, że przyniesie mi dobre nowiny. Słyszę pierwsze słowa i już wiem, że przegrałam. Ocierając błąkająca się po policzku łzę, patrzę na dyplom i zadaję sobie to pytanie: "Po co to wszystko było?".

Odsłona 3

Późne lato, ale słońce jeszcze mocno grzeje. Cisza wokół mnie nie daje mi wytchnienia, wręcz męczy. Otulona cieniem starej jabłonki leżę na rozgrzanym kocu i bezmyślnie przewracam kartki jakiejś książki. Nawet nie pamiętam jej tytułu, staram się czytać, ale smutne myśli zagłuszają treść. Jeszce miesiąc temu myślałam, że taka istnieje. Ale to był taki życiowy żart. Teraz wiem, że szczęście dotyka tylko nielicznych, chyba trzeba sobie na nie zasłużyć... albo zapracować?
Zmęczona nudą i złymi myślami idę do domu. Na horyzoncie niebo mieni się lekką czerwienią, a na moim horyzoncie życia ukazały się czarne chmury w postaci nierozwiązanej przeszłości.
Ja nie mogę i nie potrafię jej naprawić. Potrzebny czas i rozwaga pewnych ludzi. A ja znów zadaję sobie to pytanie: "Po co to wszystko mi było?".

Odsłona 4

Gwieździsta noc. Chłód piasku ostudza nasze ciała od upalnego dnia. Przed nami bezkres morza. Szum fal kołysze nas do snu. Mnie się nie chce spać, jeszcze nie teraz. Nie chcę stracić tej chwili.
Dużo musiałam przejść, by dojść do tego miejsca.  Niczego nie żałuję, nawet tych pytań: "Po co to wszystko?".
Siedząc tutaj na cichej plaży i mając o boku kogoś, kogo bardzo się kocha takie pytania są już nie na miejscu. Te wszystkie rozterki i przegrane dni straciły swą ważność.
Zadaje towarzyszowi pytanie: "O czym myślisz?". W odpowiedzi słyszę" "Wiesz o czym". Wiem. I widząc zawadiacki uśmiech uświadamiam sobie, że wszystko od teraz będzie dobrze. A w mojej głowie już nie kołacze się często zadawane pytanie "Po co to wszystko?", tylko odpowiedź: "Właśnie po to...".

Każdy dzień ma przesłanie. Często nie wiemy jakie. Usilnie pytamy: "Po co to wszystko?"
Ja wierzę, że w końcu dostaniemy na nie odpowiedź, a dzięki niej odkryjemy ten ukryty sens każdego dnia. Niekoniecznie dobrego.
I może będziemy musieli poczekać na odpowiedź. Wiem, że warto.

Wyjątkowy Kwiat


Dostałam dziś takiego sms-a:
"Ko­bieta ma ty­le siły, że zadzi­wia mężczyzn. Dźwi­ga ciężary lo­su, roz­wiązu­je prob­le­my, jest pełna miłości, ra­dości i mądrości. Uśmie­cha się gdy chce krzyczeć, śpiewa gdy chce się jej płakać, płacze gdy się cie­szy i śmieje gdy się boi. Jej miłość jest niekon­tro­lowa­na. Je­dyna niesłuszna w niej rzecz to to, że często za­pomi­na ile jest war­ta".

Dostałam go nie od mężczyzny, ale właśnie od Kobiety :)
I tak sobie pomyślałam, że tylko tak naprawdę cenić kobietę potrafi tylko druga kobieta. Ok, przesadziłam, są przecie mężczyźni, dla których ta istota z ich ciała (rzekomo) jest dla nich kimś wyjątkowym, pomimo ogromnych różnic pomiędzy nimi.

Mnie Kobieta kojarzy się z kwiatem. Jest obdarzona pięknem, nie tylko zewnętrznym, ale też wewnętrznym. W niej zapisane są takie cechy jak czułość, delikatność, wrażliwość, troska o innych, opiekuńczość...
Delikatna jak płatki róży usycha, gdy się o nią nie troszczy, zamyka się w sobie, kiedy ktoś ja krzywdzi.
Lecz w jej niepozornej kruchości leżą pokłady ogromnej siły. Nikt, tak jak ona nie potrafi walczyć o drugiego człowieka, o dobro dla niego, o sprawiedliwość, nikt też nie potrafi znieść ogromu bólu, niesprawiedliwości, poniżenia...  Cicha kobieta. Wzór prawdziwego człowieczeństwa.

W naszej kulturze Kobieta powoli zaczyna być bardziej doceniana, szkoda, że w innych nie widzą w niej człowieka. Nie wiedzą, ile tracą. Kobieta, to nie ktoś gorszy, słabszy. Jest po prostu inna, tak różna od mężczyzn i w tym właśnie tkwi jej piękno.

Wiele Kobiet mówi, że tak trudno nią być w dzisiejszych czasach. Fakt. Lecz ja nigdy nie żałowałam tego, kim jestem. Cenię swoją kobiecość i wszystkie przymioty ją charakteryzujące. Czuję się dzięki nim bardzo bogatym człowiekiem. Skomplikowanym? Być może. Ale bez tej zawiłości nie byłoby tak ciekawie ;)

Pozdrawiam wszystkie Kobiety. Jesteście wyjątkowe. Pamiętajcie o tym! :)

Uciekająca młodość

Marzec. W powietrzu czuć nadchodzącą wiosnę. Przyroda i niejeden z nas budzi się do życia. Ja również ostatnio czuję ogromne pokłady energii i pewnej radości. Codzienność mi ją dostarcza :)

Lecz jest coś, co zakłóca ten stan. Nie dotyczy mnie, ale sytuacji, które spotykają mnie w pracy.  I bynajmniej nie o szefa chodzi ;)

Charakter pracy sprawia, że na co dzień potykam się z osobami starszymi. Często są schorowani. Samotni.
I ta samotność jest właśnie ich największą tragedią. 
Pomimo tego, że mają dzieci, oni samotnie walczą z tym, co im los przyniesie. A nie jest tego mało. Brak pieniędzy, nieraz na chleb, bark sił, by sprostać codziennym obowiązkom, choroba obezwładniająca ciało i umysł, bezwzględna cisza, bo nie ma się do kogo odezwać i z kim porozmawiać. Są skazani na pomoc innych, obcych ludzi bądź instytucji do tego powołanych.
Lecz o pomoc nie jest tak łatwo prosić. Wręcz przeciwnie. Przed szukaniem wsparcia wzbrania lęk, wstyd, świadomość "że sobie nie radzę"...

A ja rozmawiając z tymi osobami, zadaję sobie cicho pytanie. Gdzie są bliscy, dzieci? Może wyjechali gdzieś zagranicę, a może mieszkają tuż obok. Właśnie. Są a jakby ich nie było.
Żyją własnym życiem. Nie pamiętają, a raczej nie chcą pamiętać, że ta schorowana osoba, to ich matka, ojciec...
Widzą tylko pomarszczoną twarz, niedołężne ciało; słyszą irytujący głos, poplątaną przez chorobę mowę...
Z takim kimś nie chcą mieć już nic do czynienia. Nieistotne, że ta staruszka, była kiedyś ich jedyną ostoją w życiu, a ten staruszek jedynym autorytetem. To było dawno. Za niepamiętnych czasów.
Kim jest teraz? Zbędnym przedmiotem. Do odstawki. Brutalne słowa? Nie. Po prostu prawdziwe.  

Nie chcę wnikać i poznawać przyczyn, dla których bliscy tak postępują. Nie chcę, bo to nie moja rola. 
Cieszę się, że mogę opiekować się takimi ludźmi, że mogę ich wysłuchać, pomóc w codziennych sprawach. To już nawet nie moja praca a potrzeba serca.
W zamian dostaję od nich o wiele więcej. Coś, czego nie da się za nic w świecie przecenić...

Szkoda, że to nie ci najbliżsi są świadkami tych cudownych przemian. Szkoda, że zapominają, że młodość nie jest wiecznością. Oby się nią nigdy nie rozczarowali.